Радость Моя: Ведьма (EP; Rosja; 19 września 2014)
Co sprawia, że nie mogę przestać słuchać tej płyty? To właśnie przekład „serca i duszy” – wymiaru ludzkich uczuć – na język muzyki, który dokonuje się za każdym razem w jej wnętrzu. Rosyjski duet Радость Моя tworzy poza uściśleniami gatunkowymi, z dala od nurtu głównego; jednak wykorzystując niemal wszystko, co znamionuje muzyczną nowoczesność i współtworząc ów nurt swoją sporą popularnością na świecie. Zjawisko bez precedensu? Chyba tak.
Sztuka dwójki muzyków z obwodu niżnonowogrodzkiego nie ma odpowiedników, bądź są one głęboko ukryte. „Witch house”, „dark wave”, „ethereal”, „dark folk” – określenia gatunkowe wymieniane przy kolejnych płytach duetu (dziesięć albumów powstałych w ciągu zaledwie dwóch lat!), to jedynie etykiety, próbujące określić niesamowitą – w pełni tego słowa znaczeniu – fuzję stylów i wrażliwości. Co ważne też, o tej muzyce nie można mówić bez emocji.

Pamiętacie finalną scenę z „Carrie” w reżyserii Briana De Palmy? Znakomity film z 1976 roku, a więc z czasów, kiedy amerykańskie kino miało jeszcze sens. W jego kodzie, Sue Snell (Amy Irving) śni funeralną, pełną tęsknoty wizję, przemienioną momentalnie w koszmar. Przestrzeń buduje tu sens narastającej grozy. Na miejscu spalonego domu Carrie White (Sissy Spacek), na gołej ziemi, stoi biały krzyż – grób Carrie – na którym jej koleżanka chce złożyć wiązankę kwiatów. Kiedy Sue podchodzi do krzyża, z ziemi wychyla się ręka Carrie, w geście ściągnięcia koleżanki do siebie, w dół, do piekła. Na jego ramionach widnieją wypisane na czerwono (krwią?) słowa: „Carrie White burns in hell”. Sue budzi się z przerażającym krzykiem, a widz przypomina sobie Carrie, niewinną dziewczynę, tańczącą ze swym ukochanym na studniówce. Wieczne potępienie stało się ceną za pierwszą miłość. Piekło za pragnienie raju. Groza zdaje się nie mieć tu granic.
Tak właśnie brzmi wygłos tej wspaniałej płyty – utwór „Выпускной”, którego tekst przywołuje nawet podobną tematykę… Kontrapunkt subtelnego piękna dziewczęcego głosu i równie delikatnych elektronicznych brzmień, oraz potwornego, chorobliwego wycia (lejtmotywu tej kompozycji) – oto tragizm ludzkiej duszy i kochającego (niemożliwą miłością) serca przełożony na muzykę. To także najpiękniejszy, najbardziej prawdziwy emocjonalnie utwór spośród wszystkich, jakich wysłuchałem w tym roku. Nomen omen – „Wiedźma”, tak zatytułowana jest ta płyta… „Carrie White burns in hell”. Nie sądziłem, że współczesna muzyka potrafi przywołać ponownie te wspaniałe, pełne tragizmu i piękna, oraz autentyczne emocje.
Cała płyta jest usidla i hipnotyzuje, lecz dosyć już słów. „Помощи не дождусь”, „Радость моя”, „Душа” – posłuchajcie, oto jej najlepsze momenty. Bezkompromisowe, potężne i ciemne manifestacje ludzkiej wrażliwości.
Szymon Gołąb
Skomentuj