Inhalt: Part Time Punks Sessions (LP; Cleopatra Records; Stany Zjednoczone; 14 kwietnia 2017)
Minimalizm, brutalizm, przebojowa melodyjność – tęsknię za brzmieniami „starej szkoły” EBM spod znaku Deutsch Amerikanische Freundschaft. Różni się ona od obecnej dyskotekowej formuły tego gatunku i naprawdę niewielu muzyków potrafi dziś w pełni nowocześnie wrócić do tej właśnie stylistyki. Wśród tych nielicznych znajduje się Aga Wilk i oczywiście Inhalt.
Inhalt (fot. Geoff Smith / źródło: materiały prasowe Shameless Promotion)
Pola Tog: Rayogrammes (EP; Domestica Records; Hiszpania; 15 kwietnia 2016)
Zacznijmy od tego, że Pola Tog nie jest dziewczyną i nie pochodzi ze Szwecji, co mogłaby sugerować nazwa tego jednoosobowego projektu minimal / cold wave. Jego twórca to wenezuelski muzyk i artysta sztuk wizualnych tworzący obecnie w Barcelonie, Joaquín Urbina. Najnowsze wydawnictwo Pola Tog, EP Rayogrammes, jest chwytliwą miksturą awangardowego minimalizmu, miło skwierczącego synthu i tanecznego rytmu. Oto „Własność fal”, „Property of Waves”:
„Wszystko płynie” – i to jak przyjemnie, prawda? Joaquín Urbina (występujący obecnie ze Słowaczką, Aną Gale) ma już za sobą dość długą przygodę z „oldschool EBM” i różnej maści syntezatorowym wintażem – jej początek datuje się na rok 1999. Jako TBN202 wydał w 2003 / 2004 roku epkę Fingernails (nakładem własnej wytwórni No-Domain Recordings), zaś projekt Pola Tog istnieje od czterech lat i Rayogrammes jest jego debiutem. Tyle faktografii. Teraz muzyka. „Cold Text”:
Wydana przez Domestica Records epka to dwadzieścia jeden minut muzyki i cztery utwory. Niewiele – jednak jakość pomieszczonych tu nagrań kompensuje ich ilość. Pola Tog wykorzystuje analogowe syntezatory, wokoderowo modyfikowany męski wokal (na płycie pojawia się też głos kobiecy) spajając całość taneczną melodyjnością a’la Aga Wilk(dokonania mieszkającej w Niemczech Polki to najbliższy kontekst dla Rayogrammes). Wyróżnikiem muzyki hiszpańskiego projektu jest też niemal synth popowe „poczucie przestrzeni” pojawiające się we wszystkich nagraniach z płyty. To właśnie, w połączeniu z chłodnym minimalizmem, urzeka najbardziej. Wyzwala nową definicję czarno-białej wzniosłości – jeśli przełożyć muzykę na język barw.
Pola Tog – Rayogrammes (kaseta magnetofonowa / źródło: domestica.bandcamp.com)
Faworyzuję dwa zamieszczone powyżej utwory – „Cold Text” i „Property of Waves”.
Black Magique: Sexercise / Beverly Kills (singiel; Werkstatt Recordings / Nite Time; Kanada; 21 lutego 2016)
„Smierć w bikini” Republiki to rzadki przypadek udanej groteski w polskiej muzyce. Świetny utwór nagrany w stylu, który mimo że jest kompletnie odmienny od minimal wave Kanadyjczyków z Black Magique, to zapowiada nastrój jaki znaleźć można w ich nagraniach już od 2012 roku (wtedy ukazało się pierwsze wydawnictwo duetu, singlowe demo „Number 8”). Erotyzm i cukierkowa groza. Kto tak dziś potrafi zagrać po polsku? Nikt. Chciałbym usłyszeć rodzimą płytę korespondującą z nastrojem okładki zaprojektowanej dla niej przez Sandrę Drakulską. Może już całkiem niedługo (Sexy Suicide)… Tak brzmieli i wyglądali Black Magique kilka lat temu:
Nadal brzmią podbnie. Utwór „Fashion Kills” pochodzi z „kultowego” już albumu pod tym samym tytułem, który ukazał się w 2013 roku i jest jedynym dotąd longplay’em w dyskografii Black Magique. Duet Bianca i Gabriel lubuje się w wydawnictwach niewielkiego formatu, stopniowo dozujących rozkosz i pożądanie. Taki też jest najnowszy podwójny singiel Sexercise / Beverly Kills, wydany na kasecie magnetofonowej w dwóch wersjach (!) oprawy graficznej. Wybrałbym tę różową, ale niestety – nakład już wyczerpany.
Black Magique: Sexercise Beverly Kills (kaseta magnetofonowa w wersji „różowej” / źródło: synthesizer.bandcamp.com)
Uwielbiam kasety, magnetofony, wintaż! Co w środku? „Raw synth” – tak chyba określa się ten rodzaj brzmienia, przypominający nieco nagrania rodzimej (ale tworzącej w Niemczech) artystki, Agi Wilk. Syntezatorowy rytm i melodyjność nawiązująca do ścieżek dźwiękowych filmów z lat osiemdziesiątych. Znakomity, „dziewczęco-erotyczny” w wyrazie wokal Bianki, nieco zbliżony do stylu Lissette Schoenly ze Spatial Relation. Synth oczywiście wyłącznie analogowy. Czego chcieć więcej? Może tylko kolejnego lonplay’a.
Aga Wilk: Moon (EP; Mecanica Records; Niemcy; 15 grudnia 2015)
Moon to już drugi, obok wydanej latem płyty Kosmos, krążek rozmiaru EP Agi Wilk, jaki ma ukazać się jeszcze w tym roku. Muzyka tej berlińskiej artystki polskiego pochodzenia wyraźnie ewoluowała względem swoich niedawnych początków – przypomnijmy, że już Kosmos zawiera utwory interesująco i świadomie łączące nowowczesne brzmienia electro z tradycją syntezatorowego minimalizmu spod znaku chociażby Neue Deutsche Welle. Jaka jest zaś najnowsza, zapowiadana aktualnie, płyta Agi Wilk?
Przede wszystkim niespodziewanie odmienna, nieco bardziej od Kosmosu ukierunkowana w stronę muzycznego (i wokalnego) eksperymentu. Mający ukazać się na płycie winylowej album składa się z sześciu kompozycji – trzech autorskich (strona A), oraz trzech remiksów utworu „Love Like Robot” pomieszczonych na stronie B. Remiksy to już znak wywoławczy płyt tej artystki, i nie są one w żadnym wypadku „wypełniaczami” najnowszego wydawnictwa, a jego swoistym dopowiedzeniem, podkreślającym progresję zawartą w muzyce Agi Wilk. Na krążku Moon zdecydowanie zaś faworyzuję remiks autorstwa Davida Carretty, przenoszący utwór dość „klubowo” brzmiący w pierwotnej wersji w pobliże przestrzennej syntezatorowej melodyjności bliskiej nagraniom czeskiego projektu Moduretik.
Aga Wilk: Moon – płyta winylowa 12″ (źródło: materiały prasowe artystki)
We wnętrzu płyty zwracają uwagę także wokalne eksperymenty. Wokoderowym przekształceniom zostały tu poddane oszczędne frazy zaśpiewane (bądź lepiej – wypowiedziane) w większości po polsku. O tym zaś, jak ważne są we współczesnej muzyce języki narodowe nie trzeba chyba przypominać – także więc pod tym względem nowa epka firmowana przez Agę Wilk jest wydawnictwem na wskroś nowoczesnym. Dyktat angielszczyzny w polskiej muzyce się skończył – i zawdzięczamy to (paradoksalnie) muzykom emigracyjnym. Brawo!
I tyle. Moon to doskonała płyta, tak do wsłuchiwania się w interesujące eksperymentatorstwo muzyczne, jak i do zabawy na klubowym parkiecie. Obok wspomnianego remiksu, faworyzuję utwór „Hermannplatz” – oprawiony w wideoklipie w ciekawą wizualną formę, również autorstwa Agi Wilk.
77™: P.I.G. (EP; Mecanica Records; Niemcy; 10 lipca 2015)
W muzyce polsko-duńskiego duetu 77™, niemal od początku istnienia tego świetnego – współtworzonego przez Agę Wilk – projektu, jest coś ścisłego, czy wręcz hermetycznego. Tę swoistą aurę ekskluzy podkreślają: częste brzmieniowe eksperymenty, staranny dobór elektronicznego instrumentarium (zawsze pod kątem wyboru możliwie najbardziej „wintażowych” syntezatorów), czy wreszcie minimalistyczna, lecz skomplikowana aranżacyjnie stylistyka czyniąca z utworów niemal arcydzieła muzycznego konstruktywizmu.
Nowa, druga w dyskografii 77™, płyta zatytułowana P.I.G. (skrót od Post-Industrial Geometry) jest w tym hermetyzmie jeszcze bardziej radykalna, co jednak – i tu należy wskazać na kunszt jej twórców – nie powoduje wrażenia obcowania z muzyką trudną, nieprzystępną, czy odstręczającą. Wręcz przeciwnie – albumu słucha się z prawdziwą przyjemnością wynikającą z obcowania z dźwiękami, które nie często można usłyszeć na rodzimej scenie minimal wave.
Nader rzadko brzmią one także w Europie, czy na świecie i to pomimo renesansu jaki przeżywa obecnie minimalistyczna elektronika. Nagrania Le Cliché, Spatial Relation, Roladex, Kline Coma Xero, czy – aby nie podróżować zbyt daleko – rosyjskiego Attack 41, czy litewskiej Konstrukciji mogą być pewnym kontekstem dla tego, co proponuje wnętrze najnowszej epki 77™; jednak głębsze wsłuchanie się w sześć zawartych na płycie kompozycji także ten kontekst niemal całkowicie wyklucza. Indywidualny styl w światowej skali? Zdecydowanie tak – a także pewne interesujące nawiązanie.
77™ – kadr z teledysku do utworu „P.I.G.” (źródło: Facebook)
Charakterystyczna szorstkość połączona z syntezatorowym ascetyzmem i naciskiem na walory formalne utworów są cechami wyróżniającymi powstały na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nurt Neue Deutsche Welle – i do tej właśnie estetyki najbliżej nowym kompozycjom 77™; szczególnie zaś – uściślijmy – do jej interpretacji tworzonej niegdyś przez formacje działające na zadziwiająco bogatej scenie Niemieckiej Republiki Demokratycznej: Mahlsdorfer Wohnstuben Orchester, Kriminelle Tanzkapelle (wspaniała nazwa!), czy Franka Brettschneidera. Wtórność zatem? W żadnym wypadku! Raczej wyższy poziom awangardy, wskazującej już – mniej, lub bardziej świadomie – na swoją tradycję. Tym możliwym wskazaniem album P.I.G. naprawdę oczarowuje.
77™ – warsztat pracy zespołu (źródło: Facebook)
Płyta brzmi zdecydowanie lepiej od wcześniejszych dokonań duetu, który (podobnie zresztą jak Aga Wilk w swojej najnowszej solowej twórczości) niemal zupełnie zrezygnował z modnych wzorców electro, na rzecz wielopłaszczyznowych brzmień minimal wave. Zwraca uwagę udane połączenie syntezatorowej głębi ze znakomicie brzmiącym głosem wokalistki, obowiązkowo poddanym na tej płycie wokoderowym modyfikacjom. Faworyzuję utwory: tytułowy, „Hollywood”, „Deep inside”, „Power Computer Machine”, oraz świetny cover klasycznego tematu „Let’s Rock”.