BELA LUGOSI IS UNDEAD / Bauhaus w Pradze – relacja Tomasza Beksińskiego

Bauhaus: koncert w Lucerna Music Bar (Praga; Czechy; 23.10.1998)

Peter Murphy i Tomasz Beksiński
Peter Murphy i Tomasz Beksiński

Dlaczego relacja z koncertu, który odbył się dwadzieścia lat temu sprawia, że czuję jakbym tam był, słuchał muzyki na żywo razem z Tomaszem Beksińskim? Dlaczego zaś dziś (mimo wielu doskonałych propozycji koncertowych w nurtach: post punk, cold wave, synth pop) nie powstał ani jeden tekst pozwalający doświadczyć tego, co działo się na scenie i pod nią?

Nie wiem – być może wynika to z lenistwa, braku wiedzy i wrażliwości współczesnych „dziennikarzy” muzycznych. Narzędzia do publikacji są co prawda doskonalsze, ale nawet one nie są w pełni wykorzystywane. Brak umiejętności? Być może. Lenistwo polskich żurnalistów „położyło” wiele wspaniałych muzycznych doznań, z których sporo czytelników i słuchaczy mogłoby czerpać – i „położy” pewnie pozostałą resztę tego, co ma wydarzyć się wkrótce w sferze muzyki na żywo.

Jest też druga strona medalu – niechlujstwo i wyścig szczurów, znaki pogardy względem wysiłku muzyków i organizatorów wydarzeń. Pamiętam, jak podczas świetnej imprezy Same Old Madness (której patronowały Wave Press i Transmission / Transmisja), jakiś traktujący równą miarą dupapolo i muzykę blogasek publikował serię zdjęć z odbywających koncertów – myląc (pewnie z pośpiechu) nazwy wykonawców, a nawet klubu. Pora umierać? Chyba tak. Najpierw jednak „let’s go living in the past” – przenieśmy się (dzięki Tomaszowi Beksińskiemu) pod scenę, na którą już za chwilę wejdzie Peter Murphy…

Szymon Gołąb

„Parafrazując powiedzonko „przez żołądek do serca”, wyznać muszę, że kilka utworów muzyki rockowej i poważnej trafiło do mojego serca przez ekran. Koncert b-moll Czajkowskiego usłyszałem we włoskim gniocie Nieuchwytny morderca. The Sound Of Silence Simona i Garfunkela wzruszyło mnie do łez w Absolwencie, a Fool On The Hill poznałem dzięki telewizyjnej adaptacji jakiegoś kryminału Francisa Durbidge’a w Teatrze Kobra. Gdy w 1985 roku poszedłem do kina Skarpa na The Hunger – po polsku Zagadkę nieśmiertelności – zaistniał dla mnie Bauhaus. Dwa lata po jego rozwiązaniu! Ale lepiej późno niż wcale. Poza tym, wykorzystany w filmie utwór Bela Lugosi Is Dead opowiada przecież o aktorze grającym Draculę – wampira. A wampiry są undead – choć martwe, nadal żyją. Podobnie żył Bauhaus. Przez kolejnych 15 lat. Undead.

https://youtu.be/C-o39BJ0Aww

O reaktywacji tej słynnej grupy, poniekąd odpowiedzialnej za powstanie gotyckiego rocka, dowiedziałem się latem w Londynie, gdy Jacek „Mega Disc” Leśniewski kupił najnowszy numer „Record Collectora”. Od tamtej chwili czekałem. Byłem bowiem pewien, że charyzmatycznie niesamowity Peter Murphy wraz z kolegami wystąpi gdzieś w pobliżu. I nie omyliłem się – na wieść o praskim koncercie postanowiłem rozprawiczyć południową granicę Polski po raz pierwszy odwiedzić Czechy, państwo XIII. Století, Lemoniadowego Joe i Morgiany.

Praga jest miastem niezwykłym i fascynującym. Niestety, nie w pełni doceniłem jej walory, gdy wymięty i niedospany wypełzłem nad ranem z pociągu. Byłem wprawdzie na moście, z którego spadał do Wełtawy Jon Voight w filmie Mission Impossible, oraz widziałem dom, w którym diabeł porwał Fausta… ale oczy mnie piekły i musiałem oddać się na chwilę w objęcia Morfeusza dzięki uprzejmości przyjaciół moich przyjaciół. Dlatego po zapadnięciu zmroku, czułem się w klubie Lucerna jak ryba w wodzie – tfu! – jak wampir w trumnie. Ze stoickim spokojem i gotyckim dystansem schodziły się zewsząd dzieci nocy. Przeważał język polski. Ciekawe, dlaczego nasi organizatorzy imprez rockowych nie pomyśleli o wykorzystaniu szansy powrotu Bauhausu i nie zaprosili tej znowu żywej legendy do naszego kraju?

Lucerna Music Bar (źródło: jankuca.com)
Lucerna Music Bar w Pradze (źródło: jankuca.com)

Z tradycyjnie obowiązkowym półgodzinnym opóźnieniem zgasło światło, a dudniące rzężenie basu wypełniło nasze uszy. Potem rozsunęła się czarna kurtyna. Na stojącym na piedestale ekranie pojawiła się znajoma, nawiedzona twarz. Rozbrzmiała muzyka. Double Dare. Na scenie Daniel Ash, David Ash i Kevin Haskins. Czarno-biały Peter Murphy obecny wciąż tylko obrazem i głosem. Muzyka dudni, pulsuje, narasta. Dreszcze biegną po krzyżach jak oszalałe mrówki w rozkopanym mrowisku. Jest dobrze! Jest bardzo dobrze!

Peter Murphy (źródło: vk.com/bauhausmusic)
Peter Murphy (źródło: vk.com/bauhausmusic)

Mistrz zmaterializował się na estradzie przy drugim utworze: In The Flat Field. Przypomniały się video kasety Archive i Shadow Of Light. Murphy nie stracił nic ze swojego dawnego wigoru i wił się po scenie niczym Święty Wit w epileptycznym tańcu. Stroboskopowe światła czyniły ten taniec jeszcze bardziej upiornym i odrealnionym. To nie był tylko koncert, to był teatr. Tragedia czy komedia, źródło jest to samo: samotność i trwoga rodzą w nas teatr – napisał kiedyś Jean Louis Barrault. To gra skazanych na śmierć. Ludzie w teatrze odtwarzają śmierć, niebezpieczeństwo, zbrodnie, choroby, lęk, samotność, grozę – ale wybielone. Zastrzykują sobie szczepionkę śmierci. Na scenę wprowadza się dżumę i przecina wrzód wszystkich władających nami czarnych sił. Doznajemy oczyszczenia.

Peter Murphy (źródło: vk.com/bauhausmusic)
Peter Murphy (źródło: vk.com/bauhausmusic)

Dziwne rzeczy działy się z moją duszą, gdy Bauhaus wykonywał kolejne utwory: Hollow Hills (wiszące nad sceną żarówki zapalały się i gasły, gdy przechodził koło nich Peter Murphy), Boys (artysta kokieteryjnie okręcił się szalem typu boa), Dark Entries, She’s In Parties, Passion Of Lovers, Kick In The Eye… Zaskoczeniem była zupełnie obłąkana, GENIALNA wersja kompozycji Brendana Perry’ego Severance. O ile Brendan mamrotał głosem księdza zapraszającego na nieszpory, Murphy zrobił z tego utworu Dead Can Dance prawdziwie gotycki majstersztyk, a narastający gitarowy finał przypominał orgazm (i dla niektórych chyba nim był).

Peter Murphy (źródło: vk.com/bauhausmusic)
Peter Murphy (źródło: vk.com/bauhausmusic)

Właściwy set trwał godzinę. Nagrodzeni gromkimi brawami artyści wyszli na trzy bisy. Najpierw wykonywali tylko covery: Telegram Sam, Ziggy Stardust i The Passenger (ten ostatni tchnął życie nawet w najbardziej zmumifikowanych Gotów na sali), a potem… Na specjalnym katafalku stanął świecznik, a charakterystyczny perkusyjny rytm zwiastować począł, że się na coś Lugosi. Poczułem się jak David Bowie: szukałem wokół smakowitej szyi, podczas gdy nietoperzasto wymachujący peleryną Murphy kreował na scenie Zagadkę nieśmiertelności. Bela Lugosi Is Dead. Stałem jak zahipnotyzowany i doszedłem do jednego wniosku: Peter Murphy powinien grać Drakulę. Byłby równie dobry jak Christopher Lee.

https://youtu.be/8hWLKtTrFSo

To mógł być tylko finał. Kevin Haskins wrzucił pałeczki w tłum. Zapaliły się światła. Sen? Na szczęście nie. Naprawdę byłem w Pradze. Czekał mnie 14-godzinny powrót do Warszawy. Noc w pociągu. Horror! Ale po spotkaniu z Bauhausem nawet największy horror mógł być jedynie komedią. Nie tylko ja opuściłem Lucernę jak w transie. Blisko zaprzyjaźniona Pani Doktor z Uniwersytetu Jagiellońskiego czuła się jak Catherine Deneuve. Była pod samą sceną i powiadała z wypiekami, że widziała kroplę potu spływającą po nosie Petera Murphy’ego i że był to najwspanialsza chwila w jej życiu. Jesteśmy bezradni wobec magii Bauhausu. Jak wobec hipnotyzującego spojrzenia przekrwionych oczu Księcia Ciemności. Listen to them; children of the night – zachęcał kiedyś dobrotliwie, z węgierskim akcentem, Bela Lugosi – what sweet music they make! Miał rację”.

Tomasz Beksiński

Relacja ukazała się w magazynie „Teraz Rock” 1/1999. Publikacja za stroną beksa.ovh.org, archiwizującą część dorobku piśmienniczego Tomasza Beksińskiego.

Wpis partnerski z Tomasz Beksinski – Tribute (TBT)

Tomasz Beksinski – Tribute (TBT) | 

ZIMNY STRACH / Geuxx: II

Geuxx: II (EP; Worn Pop; Ukraina; 20 kwietnia 2016)

Geuxx - II (EP; 2016)

W brzmieniach Geuxx jest rodzaj strachu, który może ekscytować, wprawiać w nerwowe drżenie, powodować bezsenność – tak więc uwaga!

Dotąd omijałem na tej stronie (jak i w radiu) muzykę z Ukrainy, chcąc zdystansować się od fałszywych zachwytów rodzimych politruków, którzy kulturę (nie tylko muzyczną) traktują wyłącznie jako instrument propagandy i to „najgorszego sortu” – parafrazując polskiego klasyka. Słyszycie? Już pojawia się ton, którego chyba wszyscy mamy dość… Milczałem więc o Ukrainie, słuchając jednocześnie: Makiny Girgir, blablarismu, Cold Comfort, czy „Saszy, który był modnisiem” (co się z nim stało, ktoś wie?) – a ostatnio fenomenalnego duetu z Kijowa, Geuxx.

Geuxx (źródło: VKontakte)
Geuxx (źródło: VKontakte)

II to, nomen omen, druga płyta w dyskografii Geuxx, obok wydanej w zeszłym roku epki YTY. Jak grają Kijowianie?

Niby wszystko to, co pojawia się na ich płytach już znamy (chociażby dzięki dokonaniom formacji powielających schemat brzmień The Soft Moon), a jednak… Jest to zupełnie nowa muzyka, nawet dla kogoś osłuchanego z najnowszymi wydawnictwami skrzyżowania gatunków: cold wave, post punk, goth gaze. No, właśnie – „gaze”!

Jak nagrać płytę minimalistyczną w nastroju, zimnofalową, a zarazem wypełnioną specyficzną dla brzmienia „gaze” gitarową zgrzytliwością? Geuxx potrafi to doskonale; zarazem w pełni twórczo interpretując gitarowy „przeplot” The Soft Moon – i to bez „fajerwerków” obecnych chociażby w niektórych utworach In Death It Ends… Odmienność najnowszej płyty Geuxx zachwyca!

Geuxx (źródło: VKontakte)
Geuxx (źródło: VKontakte)

Melodyjność skontrapunktowana eksperymentem, ballada przebita automatycznym pulsem, dobry męski wokal, a nadto ten wspaniały „pajęczy przeplot” we wszechobecnych na płycie brzmieniach gitar… Wszystko to zaś składające się na nastrój niepokoju, czy wręcz muzyczną reprezentację strachu. Nadto zaś znakomite brzmienie, do którego przyłożył rękę Sid Lamar z nieistniejącego już duetu Keluar. Chcecie czegoś więcej? Po co? Faworyzuję utwory: „Defiance”, „Frontier” i instrumentalny „LFT”.

Szymon Gołąb

Płyta w wersji fizycznej (CD) będzie niedługo do nabycia u wydawcy – kijowskiego labelu Worn Pop. Kontakt: wornpop@gmail.com

Geuxx – Facebook / VKontakte

UNDEAD / Audycje Tomasza Beksińskiego w streamie Mixcloud

Aktualizacja: archiwalnych audycji Tomasza Beksińskiego można wysłuchać w każdą niedzielę, o godzinie 21.00, w grupie „Living in the Past” na Facebooku.

Świetny pomysł – wreszcie w jednym miejscu można wysłuchać archiwalnych audycji Tomasza Beksińskiego! Powstały niedawno kanał w serwisie Mixcloud jest rozwinięciem inicjatywy, którą miłośnicy dobrego radia (dziś w Polsce nieistniejącego) oraz pięknej muzyki z pewnością już znają – strony TBmp3.

Jak ważne są tego rodzaju inicjatywy, o tym nie trzeba wspominać. Obecnie media „narodowe”, w poczuciu bliżej nieokreślonej „misji”, zniechęcają jawną propagandą; nadawcy komercyjni zaś często nie maja pojęcia o tym, czym jest muzyka w radiu… Pozostał internet, a więc medium obecnie pełniące funkcję nośnika dla audycji radiowych o głębszym wyrazie i artystycznych walorach.

Tomasz Beksiński
Tomasz Beksiński (źródło: vk.com/beksinski)

Nonszalancja z jaką traktuje się w Polsce sztukę eteru przypomina tę, która została sportretowana w – prezentowanej poniżej – ostatniej audycji Tomasza Beksińskiego w Programie 2 Polskiego Radia (marzec 1991 roku). „Widzimisię” osób szefujących, często z partyjnego nadania, rodzimymi rozgłośniami (także tymi „niezależnymi) powoduje, że obecność autorskich programów muzycznych jest na antenach krótkotrwała, a ich jakość mizerna oraz podporządkowana interesom korporacyjnych wydawców płytowych. Przez brak archiwaliów (co i mnie również dotknęło) zanika ponadto podstawowa własność kultury – nie tylko już muzycznej – a więc ciągłość, element constans.

Tomasz Beksiński
Tomasz Beksiński (źródło: vk.com/beksinski)

Także w tych kwestiach głos Tomasza Beksińskiego okazał się być wciąż w pełni aktualny. Mistrz eteru z właściwą sobie dosadnością (połączoną z wysublimowaniem) w kilkudziesięciominutowej audycji zamyka sens, jaki dziś stałby się z pewnością tematem niekończących się (i niewiele znaczących dla słuchaczy) rozpraw i twitterowych zapasów. To właśnie odróżnia kulturę od jej braku.

Prezentowana audycja stanowi swoiste preludium do pełnowymiarowych seansów, którymi Tomasz Beksiński urzekał słuchaczy Programu 3 w latach dziewięćdziesiątych – tym bardziej jest więc ona ważnym wycinkiem historii polskiego eteru. Gratuluję pomysłu jej uprzystępnienia!

Tomasz Beksiński
Tomasz Beksiński (źródło: vk.com/beksinski)

Czym różni się przekaz trwały od ulotnego, a dzieło sztuki od ulotki? Nawet na to pytanie znajdujemy odpowiedź w Tomaszowej audycji sprzed ćwierćwiecza… Tym samym, czym głos Mistrza od kończącego audycję komentarza spikera „Dwójki”.

Playlista audycji dostępna jest na stronie TBmp3.

Wpis partnerski z Tomasz Beksinski – Tribute (TBT)

Tomasz Beksinski – Tribute (TBT) |

Proszę zrozum, że nikt nie jest sam. Z depresji i myśli samobójczych można się wyzwolić. Wsparcie znajdziesz też klikając na niebieskie serduszko poniżej.

Facebook Suicide Prevention

PREMIERA WAVE PRESS / European Ghost: Pale & Sick

European Ghost: Pale & Sick (LP; Unknown Pleasures Records; Włochy; 2 maja 2016)

European Ghost - Pale and Sick (LP; 2016)

Włoska scena cold wave / post punk ma nowego gracza – pochodzące z Bolonii trio European Ghost. Debiutancki longplay tej grupy ukaże się na początku maja, dziś zaś – w ramach premiery – pora na pierwsze uprzystępnienie ich muzyki.

Zimna fala z Italii zdążyła już na dobre spodobać się słuchaczom, także w Polsce – czego dowodem jest popularność tu formacji Ash Code, czy Geometric Vision. Nic dziwnego, Włosi proponują bowiem ciekawe i zwarte aranżacje utworów, klarowną linię melodyczną, znakomite wokale… Tak jest w przypadku dwóch wymienionych grup (z czego Ash Code urzekają dodatkowo okładkami płyt autorstwa Polki, Sandry ‚Drakulskiej’ Roczeń) – i taka też jest debiutancka płyta European Ghost. Album przynosi też dodatkowo pewną nową jakość.

European Ghost (źródło: Facebook)
European Ghost (źródło: Facebook)

Dziesięć utworów (z czego udostępniono w sieci cztery), które znalazły się we wnętrzu Pale & Sick to zdecydowanie najchłodniejsze obecnie brzmienia na włoskiej scenie cold wave. Chłód ten jest efektem „otchłannego” w wyrazie połączenia tradycyjnego instrumentarium post punkowego ze stosownie dozowaną (i równie zachowawczo brzmiącą) elektroniką – bliską stylistycznie chociażby nagraniom Modern English z początku lat osiemdziesiątych. Sednem jednak nastrojowości Pale & Sick jest zimny i perfekcyjnie niemal „beznamiętny” wokal (Cristiano Biondo) oraz odrealniona aura tworzona przez teksty utworów.

Poniżej, premierowo, można wysłuchać drugiej kompozycji z płyty – „Preset”.

Szymon Gołąb

Album w wersji fizycznej (płyta CD w dwóch wersjach wydawniczych) i cyfrowej jest dostępny (pre-order) na stronie Unknown Pleasures Records w serwisie Bandcamp.

European Ghost – Facebook

https://soundcloud.com/unknownpleasuresrecords/european-ghost-preset

Wpis partnerski z Tomasz Beksinski – Tribute (TBT).

Tomasz Beksinski – Tribute (TBT) | 

PO KONCERCIE / Drab Majesty + Past & Charnier w Chmurach

Drab Majesty (support: Past & Charnier); afterparty: Krucza (Klubokawiarnia Chmury; Warszawa; 09.04.2016)

Drab Majesty - Charnier - Past - (Chmury; 09.04.2016)

Pomnik-popiersie na tle minimalistycznej, czarno-białej struktury, z lekkim efektem rozmycia. Ów motyw, zgrabnie uchwycony na afiszu wydarzenia, może mieć dwojaką wymowę. Z jednej strony powracający wielokrotnie element teledysku „The Heiress” Drab Majesty, który mimowolnie przywodzi na myśl fluorescencję i magnetyzującą mozaikę lat 80-tych; drugi, bardziej uniwersalistyczny wymiar? Nie szukając daleko – symbol odrodzenia, renesansu, rozkwitu.

Ten swoisty fenomen można spokojnie opisać też przez pryzmat minionej soboty (9 kwietnia) w warszawskim klubie Chmury i goszczących w nim tego wieczoru zespołów: PAST, Charnier i Drab Majesty – ostatniej generacji grup, za sprawą których scena post-punk / new wave / cold wave przeżywa swoją drugą młodość.

Past (fot. Łukasz 'Black' Maślak
Past (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak

PAST. Małgorzata Przyszłość (wokal, klawisze), Darek Sem (gitara), Kamil (gitara) i Tomasz Suchy (perkusja) – nikomu, kto uważa się za konesera dobrych dźwięków i rodzimej zimnej fali, nie muszę chyba przedstawiać dodatkowo powyższego składu. Kapela uformowana w sercu Mazowsza uświetniła swoją obecnością sobotni rozkład jazdy w Chmurach, grając jako pierwsza. Stołeczno-praski klimat służy z pewnością PAST, który powrócił na podwórko 11 Listopada po połowie roku (wrzesień 2015: Release Party + Ukryte Zalety Systemu & Klipsy Panda). I uczynił to w zaiste wyśmienitej kondycji! Chylę czoła zwłaszcza przed wokalistką, której warunki głosowe stawiały niezwyciężony opór niedomaganiom zdrowotnym do samego końca występu. W sobotnim menu PAST, poza nagraniami znanymi bardziej koncertowym „wyjadaczom”: „Smutno”, „Ściana”, „Koniec”, „Warszawa” oraz równie ciepło przyjętej, niedawno skomponowanej „Czarnej”, nie mogło zabraknąć repertuaru z doskonale przyswojonego już przez fanów Demo (2015): „Pytania”, „Budzik”, „Ulrike”.

Past (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Past (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Pozwolę sobie uczynić w tym miejscu wtręt, zatrzymując się przy pierwszym z wymienionych tytułów. „Ja mam żałobę po swoim życiu. Smutny jest ten świat. Za dużo zakazów” – jak wymownie wybrzmiały te słowa, po krótkim acz dosadnym nawiązaniu przez Małgorzatę do ostatnich wydarzeń w sferze polityki rodzinnej, które wzburzyły opinię społeczną. Nie jest to jedyny zresztą tekst PAST, manifestujący niezgodę na warunki, w jakich przyszło nam żyć (tudzież wegetować). I chwała PAST-punkowym buntownikom za to, że poza bezbłędną w aranżacji i nastrojach szatą muzyczną, dostarczają odbiorcom innej wartości dodanej – ważkich treści… I pobudki do myślenia (!)

Charnier (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Charnier (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Charnier. O tym, że warto mieć zwrócone oczy na niderlandzką scenę muzyczną, świadczyć może z pewnością drugi tego wieczoru występ – muzycznych gości z Belgii właśnie. Bez cienia wątpliwości ani przesady mogę poświadczyć: dawno do moich kubków słuchowych nie dobiegła tak wirtuozerska, tchnąca nowatorskim podejściem gra keyboardzisty! Aranżacyjny przepych i synthowe wariacje uwypuklone zostały zwłaszcza podczas „Gloomy Sunday”, ”Another Floor” i „Can’t you remember”. Powiedzenie – czym dalej, tym lepiej, sprawdziło się w przypadku koncertu Charnier co do joty. Otwierający go „Wakened Cries” oraz finiszujący „Bodies Flap Out” – który przywoływał bardziej chropowatą, jeśli nie lekko garażową odsłonę grupy, wypadły wiele bardziej blado od (szczęśliwie większej) reszty materiału, którym uraczył nas Charnier.

Charnier (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Charnier (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Pewną desynchronizację wprowadzał wokal, kompensowany jednak niespożytą ekspresją frontmana grupy, która nadawała koncertowi belgijskiego trio pokładów energetyzującej mocy. Mimo kilku „ale”, po sobotnim przebiegu spraw spokojnie mogę zestawić nazwę Charnier obok takich znakomitych reprezentantów cold synth, jak: Das Kabinette, Unidentified Man, czy choćby polskiego Alles. Dodając do tego fakt, że zespół ma na koncie jedyny – póki co – w swoim dorobku regularny krążek „Charnier” (2015), utrzymuję że trzyma w zanadrzu niejedną ciekawostkę i jako debiutancki, rokujący kolektyw, nie spocznie na laurach.

Drab Majesty (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Drab Majesty (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Drab Majesty. Ten koncert domagał się absolutnie dłuższego czasu! Kanadyjski duet zaczarował każdy zakątek Chmur, przenosząc wszystkich w nim zebranych do krainy nibylandii, wibrującej najwyborniejszą paletą dream wave’owej nostalgii. Lwia część zaprezentowanego materiału pochodziła z ostatniego albumu Careless, wydanego w zeszłym roku nakładem Weyrd Son Records: „Hallow”, „The Foyer” i „Unknown to the I”. Pojawiło się też nagranie „Cold Soul”, goszczące na razie jedynie w koncertowych odsłonach Drab Majesty. Dodatkowym smaczkiem, który dopełnił broniącego się samego w sobie muzycznego kontentu, był sceniczny wizerunek muzyków, flirtujący z imażem takich ikon noworomantycznej sceny lat 80-tych, jak Visage czy A Flock Of Seagulls.

Oto cudowna machina czasu przeniosła nas tam na trzy kwadranse – daję słowo, że nie tylko ja dałam się porwać tej iluzji! Gama wzruszeń, hipnotyzujące przestrzenie dźwięków, nowofalowy kunszt gitarzysty. Wszystko to razem przywołujące gigantów gatunku (znów) sprzed trzech dekad: The Chameleons, Love And Rockets, Lowlife, Sad Lovers and Giants… Równolegle zachowany efekt świeżości i – mimo relatywnie krótkiego stażu i skromnego dorobku Drab Majesty (pierwsze wydawnictwo „Unarian Dances” w formie kasety, datowane na 2012 rok – bezdyskusyjna dojrzałość swojego warsztatu i kompozycji. Dlatego boleję nad tym, że na koncertowej trackliście zabrakło chociażby: „Everything is sentimental” (Careless, 2015) – absolutnie faworyzuję ten tytuł! – „The Heiress” (Careless, 2015), „Entrances and exits” (Careless, 2015) czy „Pragmagick” z debiutanckiego albumu grupy (Unarian Dances, 2012).

Drab Majesty (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Drab Majesty (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Oby do (bardzo) rychłej, powtórnej wizyty muzycznych magików z Drab Majesty w Polsce! Niech skrypt wrażeń z mojej strony uzupełnią jeszcze dwa wpisy, zaczerpnięte ze strony zespołu: „Hauntingly beautiful melodies that brings you in a gloomy state of mind. Perfect for the end of summer.” i „If you’re into anything retrowave, this is worth your time”. Po stokroć TAK – każda minuta na koncercie Drab Majesty w minioną sobotę była na wagę złota!

Krucza (afterparty). Niewątpliwym dopełnieniem wieczoru zimnego zagłębia stołecznych imprez (a takim, w mikrośrodowisku dark independent, są od dobrego czasu Chmury), stał się ponad trzygodzinny set Aleksandry Kruczej, bez udziału której trudno wyobrazić sobie tak kultowe wydarzenia, jak cykliczne edycje Gothoteki. „Ambasadorka szeroko pojętej zimnej fali i post punka” – trudno o trafniejsze określenie tej obdarzonej w identycznym stopniu wrażliwości muzycznej, co wysublimowanego zmysłu artystycznego.

Krucza (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Krucza (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Nie dziwi więc, że ten punkt sobotniego programu odgórnie zaliczałam do „pewniaków”! Krucza, z właściwą sobie swadą i wyczuciem, przemyciła z kręgów cold wave zarówno kanon gatunku: Siekierę, Madame (co wzbudziło żywe zainteresowanie muzyków z Drab Majesty, partycypujących z nami jakiś czas), Siouxsie and the Banshees; jak i młodszych przedstawicieli zimnej sceny: Wieże Fabryk, Belgrado, Minuit Machine, The Soft Moon, Ploho (!).

Jedyną smutną konstatacją była obserwacja sukcesywnie topniejącej frekwencji i pewnego odsetka osób, które znalazły się na parkiecie (nie umniejszając nikomu) chyba tylko z czystego przypadku. Aby nasze niszowe środowisko rosło w siłę, potrzeba zdecydowanie żywszego odzewu tych, którzy się z nim prawdziwie i z pasją identyfikują. Czego sobie i wam życzę!

wpis gościnny: Jolanta Żurkowska (moonisch)

Drab Majesty (support: Past + Charnier) – wydarzenie / Facebook

Chmury – Facebook 

Podziękowania dla Łukasza ‚Black’ Maślaka za przygotowanie i udostępnienie relacji foto / wideo.

Fragmenty występów poszczególnych zespołów oraz setu Kruczej można obejrzeć po kliknięciu na plakat wydarzenia poniżej.

Drab Majesty - Charnier - Past (Chmury - 09.04.2016)
Kliknij aby odtworzyć wideo z koncertów (player VKontakte)

Stwórz witrynę internetową lub bloga na WordPress.com Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑