„EFEKT CODZIENNOŚCI” / Alles – rozmowa

Paweł Strzelec i Marcin Regucki (Alles)
Paweł Strzelec i Marcin Regucki (Alles)

„Ogień”! „Czad”! „Petarda”! Te określenia często padają podczas występów łódzkiego duetu minimal wave / electro punk, Alles. Paweł Strzelec i Marcin Regucki, operując bardzo oszczędnymi środkami wyrazu, stworzyli pełną energii estetykę, która wpisuje się w nurt nowej chłodnej fali. Dla tej muzyki „przekaz jest i będzie istotny” mówi Paweł, dodając, iż tworzone przez niego teksty to nic innego, jak obraz i „efekt codzienności – z jednej strony przerażająca bezcelowość i nieuchronny oczywisty koniec; z drugiej ciągłe zmaganie, stawianie czoła, upadki i powstania”. Poniżej rozmowa z muzykami Alles.

Wasza muzyka to nowa jakość na polskiej scenie. Dlaczego wybraliście właśnie tę stylistykę – minimal wave?

Marcin Regucki (M): Miło nam, że jesteśmy postrzegani w kategoriach nowej jakości. Dziękujemy. Myślę, że ta estetyka krystalizowała się w nas przez dłuższy okres, aż w końcu doszło do spotkania i postanowiliśmy coś z tym zrobić. Moim zdaniem wynika to trochę, czy jest nawet przedłużeniem, fascynacji muzyką i kulturą punk, szczególnie z jej „zimnego” okresu. Zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej cały czas możemy poczuć tego charakterystycznego ducha. Jako że obydwaj lubimy także elektronikę, postanowiliśmy to połączyć i… Wyszedł Alles.

Duet nie powstał w próżni, jesteście dość mocno związani z łódzką sceną muzyczną…

M: Tak, zgadza się. Paweł uczestniczy, czy też uczestniczył w niezliczonej liczbie projektów, ale może niech sam się o tym wypowie; ja natomiast na co dzień jestem gitarzystą w składzie Bruno Schulz.

Paweł Strzelec (P): Pierwszym „poważnym” zespołem, w którym się udzielałem był indie rockowy Pornohagen, z jakim nagrałem trzy płyty. Teraz są Alles i Już Nie Żyjesz. Na koncie mam też solowy album o nazwie Staael. Jest to ambientowa, dość oszczędna muzyka. Zaliczyłem też epizod z zespołem Lilaveneda.

W tym roku odbyła się premiera waszej debiutanckiej płyty. Opowiedzcie nieco o okolicznościach jej powstania, inspiracjach, klimacie… Gdzie i w jakiej postaci jest ona dostępna?

M: Premiera naszego pierwszego albumu „Post” odbyła w lutym. Był on dostępny w postaci kaset magnetofonowych, limit sto sztuk, do zamównienia jedynie na stronie wydawcy, Mecanica Records. Jesienią natomiast będzie można nabyć nową wersję płyty na winylu. Wydawnictwo będzie się trochę różnić od kasety, dodaliśmy nowy utwór kosztem jednego z dotychczasowych, są nowe miksy i nowy mastering. Płyta jest już w tłoczni i zostanie wyprodukowana w ilości pięciuset sztuk.

Alles - zapowiedź albumu Post na płycie winylowej © Mecanica Records
Alles – zapowiedź albumu Post na płycie winylowej © Mecanica Records

Jesteśmy po dwóch waszych występach na żywo, podczas Castle Party i Dołów. Synth w wykonaniu Alles zdecydowanie robi wrażenie. Pytanie więc do Marcina: czy trudno było zamienić gitarę na syntezator? Gdzie „nabierałeś szlifu” w tworzeniu tak dobrych dźwięków?

M: Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej – przed Alles – nie grałem na syntezatorze; notomiast uważam, że instrumenty to tylko narzędzia i każde z nich można w jakimś stopniu opanować. Liczą się dźwięki i na nich staram się skupić swoją uwagę. Nad brzmieniem albumu pracowaliśmy z producentem Pawłem Cieślakiem i jemu zawdzięczamy bardzo dużo jeśli chodzi o efekt finalny.

W nurcie „zimnej elektroniki” istnieją formacje, które świadomie archaizują swoje brzmienia – chociażby: Roladex, The Phone, Paradox Obscur – grając na sprzęcie z lat osiemdziesiątych; inne zaś: Non-Human Persons, Circa Tapes, In Death It Ends – poszukują syntezatorowej nowoczesności. Do którego z wyborów bliżej Alles?

M: Bardzo szanujemy wszystkie z wymienionych formacji. Jeśli chodzi o nas, to nie ograniczamy się zbytnio; używamy zarówno starszego sprzętu analogowego – i nie tylko – jak i nowoczesnych konstrukcji; nie stronimy też od komputera. Staramy się stworzyć spójny miks i pogodzić jedno z drugim. Nie ma reguły.

Marcin Regucki i Paweł Strzelec (Alles)
Marcin Regucki i Paweł Strzelec (Alles)

Za warstwę tekstową płyty odpowiada Paweł. Twoje teksty to niemal suwerenna poezja. Czego dotyczą? Czy jest coś ważnego, co chciałbyś przez nie powiedzieć?

P: Te teksty, chociaż to zabrzmi banalnie, to efekt wywołany przez codzienność. Wstaję rano i idę spać wieczorem. Z jednej strony przerażająca bezcelowość i nieuchronny oczywisty koniec; z drugiej ciągłe zmaganie, stawianie czoła, upadki i powstania. Teksty to wypadkowa buntu i pogodzenia.

„No Tomorrow” – tak zatytułowany utwór nagrał niedawno Nic Hamersly. Temat dzisiejszego braku perspektyw przewija się w wielu kompozycjach nowej chłodnej fali; a z punktu widzenia Alles: czy swoją muzykę pojmujecie jako sztukę „zaangażowaną”, czy też koncentrujecie się jedynie na formie, na muzyce bez przekazów towarzyszących?

P: Przekaz jest i będzie istotny. O tym czego dotyczą teksty i jaka jest ich wymowa powiedziałem wcześniej. Powołaliśmy zespół do życia, gdyż chcieliśmy zrealizować swoje wizje zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Muzycznie oscylujemy między nurtami minimal electro i industrial. Słowa są bliskie stylistyce punk. Możemy zdradzić, że przed nagraniem drugiej płyty planujemy wydanie ep z coverami polskich utworów punk rockowych.

Na koniec – wiem, że jesienią przed Alles większa trasa koncertowa. Gdzie będzie można was usłyszeć?

M: Najbliższe koncerty w październiku: Łódź, Warszawa, Berlin. Potem, w listopadzie, pojawimy się we Wrocławiu na imprezie Return To The Batcave.

Rozmawiał Szymon Gołąb

Alles: Post – Bandcamp

Alles – Facebook

Return To The Batcave Festival 2014 – patronat Wave Press

 

SPONTANICZNIE W DÓŁ / Relacja: Doły 2014

Doły – „Festiwal Muzyki Dołującej” (Klubojadalnia Przystanek Korzeniowa; Kazimierz Dolny; 25 – 26 lipca 2014)

DOŁY 2014 - plakat

Za sprawą kazimierskiego festiwalu Doły, ostatni weekend lipca był w tym roku swoistym świętem dla fanów rodzimej sceny cold wave – zarówno w jej nowoczesnej elektronicznej odmianie, jak i kształcie przeniesionym wprost z początku lat osiemdziesiątych. Na scenie Dołów spotkały się bowiem te dwa nurty zimnej fali w scenerii i aurze chyba dotąd nieobecnej na mapie letnich wydarzeń muzycznych w Polsce.

Genius loci! Już pierwsze wrażenia, jakie wywołuje Przystanek Korzeniowa mówią, iż jest to przestrzeń, w którą wpisane jest przeżywanie muzyki. Muzyki różnej i wieloimiennej. Niezobowiązująca atmosfera, pozbawiona sztywnych ram narzuconych przez komercjalność sprzyja tu twórczości spontanicznej i improwizowanej. To przeczuwane tu „bohemiczne” podejście do artyzmu jest tyleż powagą, co „blagą” – w najszlachetniejszym, kazimierskim właśnie, znaczeniu tego słowa. Korzeniowa zaś; poprzez swój specyficznie nonszalancki, rustykalny wyraz – a także dzięki oddaleniu od centrum w stopniu pozwalającym, by centrum tym stać się w sposób samodzielny i nienarzucony – jest przestrzenią wyraźnie przychylną sztuce niezależnej, ceniącej bunt i odrębność. Wpisane w to miejsce Doły, odbieram więc jako festiwal specyficznie kazimierski. W przyszłym jednak roku organizatorzy planują „dołową” dogrywkę. Jednodniowe koncerty pod egidą Dołów odbędą się zimą w Łodzi i Warszawie jako przedsmak letnich wrażeń.

Joanna Makabresku (fot. Jolanta Żurkowska)
Joanna Makabresku (fot. Jolanta Żurkowska)

Czas spojrzeć na scenę i posłuchać muzyki. Pierwszy dzień Dołów należał bez wątpienia do weteranów zimnego grania – formacji Joanna Makabresku. Ascetyczna post punkowa forma, czysty ton przekazu, chłodna energia, którą zaprezentował zespół były wszak w doskonały sposób zapowiedziane przez grupę Chaplin & Chapman – mistrzów chłodnofalowej perkusji. Swoistą transowość kompozycji i niemal poetyckie zaangażowanie obu zespołów dobrze odebrała dopisująca frekwencją publiczność – zestawienie zaś występów wspomnianych grup stanowiło idealny przedsmak tego, co zapowiedziano na drugi dzień festiwalu. Przypomnieniem z kolei, w jakiej rzeczywistości dane jest nam słuchać muzyki, stało się przerwanie wieczoru koncertowego przez policję – nieco po godzinie 22. Tego rodzaju opresyjne ingerencje są jednak wpisane w sens zimnej fali – muzyki ufundowanej przez punk rockowy sprzeciw. Akcent ten więc, mimo iż „dołujący”, miał swój mimowolny sens i cierpki smak.

Alles (fot. Jolanta Żurkowska)
Alles (fot. Jolanta Żurkowska)

Następny wieczór festiwalu rozpoczął się od koncertu na który czekałem szczególnie – oto na scenie w Korzeniowej pojawił się łódzki duet minimal synth, Alles. Nieznana mi dotąd, od koncertowej strony, formacja zagrała świetnie, z wirtuozerską niemal rezerwą względem zarówno proponowanej przez siebie estetyki, jak i publiczności – chłód i minimalizm Alles to rzeczywiście nowa propozycja na polskiej scenie, brzmienie rozwojowe i obiecujące. Występ ten przedłużał i kontrapunktował zarazem niezwykły one man show autorstwa puławskiego muzyka grającego pod pseudonimem Stone Mason. Notoryczny puls, pełne twórczej nonszalancji interpretacje własnych utworów, gąszcz syntezatorowych brzmień i absurd godny występów Sex Gang Children – połączone z herkulesową posturą muzyka… Groteska i objawienie! „Mercy / No mercy” – okazuje się, że jedynie wyśpiewywanie tej frazy w połączeniu z syntezatorową ascezą wystarczy, aby stworzyć utwór zdecydowanie porywający. Stone Mason – to dziwna, hipnotycznie odrzucająca antyestetyka, która jednak powinna na stałe zagościć w wyobraźni zwolenników ciemnej elektroniki.

Bruno Schulz (fot. Jolanta Żurkowska)
Bruno Schulz (fot. Jolanta Żurkowska)

Bruno Schulz – to zaś odrębny akapit Dołów i zdecydowanie inny wymiar odczuwania. Być może był to najlepszy z koncertów tego wieczoru, jak i całego festiwalu? Nie wiem – przez te kilkadziesiąt minut widziałem świat przez zasłonę łez… Tak, Bruno Schulz to zdecydowanie najwyższa i w pełni dojrzała jakość „uczuciowego tonu” w nowej polskiej muzyce. Potem mogło być tylko lepiej – i było! Drugi wieczór „dołowania” kończyła formacja DHM z charyzmatycznym wokalistą i jednym z organizatorów festiwalu – Sanchezem. „Gotyckie” klawisze, metalowe riffy i obłędny nastrój melancholii skryty pod muzycznym perfekcjonizmem – tak można opisać tę muzykę. DHM przenosi słuchaczy do czasów narodzin zimnej wiślanej fali. Z absolutną powagą i potężną energią. Sanchez, w antraktach pomiędzy utworami, pytał: „czy jest już policja”? Tak, funkcjonariusze, w finale Dołów, nałożyli na organizatorów karę pieniężną. Polska, 1981 – 2014.

Słabości? Błędy „wieku niemowlęcego” są, w przypadku każdego dopiero rozpoczynającego się wydarzenia, nieuniknione. Zabrakło mi bardziej wyraziście zaakcentowanego wątku after party, wszak policyjne wizyty prowokowały niedosyt u publiczności… Zwykły dj’s set w klimatach cold wave / post punk / minimal synth – rozładowałby go jednak z łatwością. Gratuluję natomiast interdyscyplinarnego charakteru końca pierwszego z „dołowych” wieczorów – obrazy zimnej Północy, bezludnego (jeśli wyłączyć polskich robotników) końca świata – wpisały się w nastrój doskonale!

Do zobaczenia za rok – w Kazimierzu, Warszawie, czy Łodzi… Nieważne ostatecznie – byle tylko na Dołach!

Szymon Gołąb

Doły – Facebook

NIE TYLKO SMUTNA MUZYKA / Doły 2014

DOŁY – „Festiwal muzyki dołującej” (25 – 26 lipca 2014; Klubojadalnia Przystanek Korzeniowa; Kazimierz Dolny)

DOŁY - Festiwal muzyki dołującej (25 - 26 lipca 2014; Klubojadalnia Przystanek Korzeniowa; Kazimierz Dolny)

Joanna Makabresku, Bruno Schulz, DHM, Alles… Line up Dołów zapowiada się więc interesująco. Jednak to wydarzenie ma być nie tylko spotkaniem miłośników rodzimej zimnej fali, ale także festiwalem ludzi myślących, wrażliwych na przekaz, jaki ta muzyka w sobie zawiera – „dzięki poważnej refleksji uczymy się stawiać opór, stajemy się silniejsi, mniej zuniformizowani, mniej podatni na kontrolę” – mówi Sanchez, jeden z organizatorów wydarzenia. Poniższa rozmowa jest zaproszeniem na Doły – Festiwal, któremu patronują Wave Press i Transmission / Transmisja.

To pierwsza edycja Festiwalu – opowiedz nieco o jego założeniach, idei Dołów…

Sanchez: Doły to mikrofestiwal, który wziął się z miłości do muzyki i prawdopodobnie takich jest wiele w kraju i z różnym szczęściem znajdują odbiorców. Nie jesteśmy wyjątkowi w tym względzie – inicjatywa jest całkowicie, nomen omen, oddolna. To się dzieje po prostu z uwielbienia dla tego rodzaju “zimnej” muzyki, nie jest wspierane komercyjnymi planami żadnych przedsiębiorstw, żadnych interesów. Dzięki temu można powiedzieć: to nasz festiwal, robiony z potrzeby, a nie wykonywany dla pieniędzy. To po prostu dwa wieczory koncentracji ludzi o podobnych gustach muzycznych w przepięknym miejscu, jakim jest Kazimierz Dolny, okazja do obejrzenia i wysłuchania wielu koncertów, okazja do rozmów, zawarcia znajomości, wymiany doświadczeń, spędzenia czasu w bezpiecznym środowisku ludzi poszukujących części wspólnych, a nie różnic.

Czy możesz już zdradzić, jakie zespoły wystąpią?

Tak, mamy samych ponuraków. JOANNĘ MAKABRESKU, weteranów warszawskiej zimnej fali. Mamy na drugim biegunie BRUNO SCHULZ, zespół może mniej niszowy muzycznie, ale z podobnie niewesołym postrzeganiem rzeczywistości. Mamy kilka zespołów z leżących tuż obok Kazimierza Puław – DHM, CHAPLIN & CHAPMAN i WHITE. Tych nie będę zachwalał, sam będąc skromnym puzzlem tego środowiska. I wreszcie dojdzie jeszcze zespół wyłoniony w konkursie trwającym właśnie na fanpejdżu Dołów, przy czym który z zespołów zgłoszonych to będzie, dowiemy się dopiero za parę dni. W sobotę, drugiego dnia, przed koncertami gitarowymi wprowadziliśmy także „Blok Eksperyment”, na którym wystąpią ściśle elektroniczne projekty ALLES i STONE MASON.

Czy obok koncertów przewidziane są jakieś wydarzenia towarzyszące? Jak będziecie budować nastrój wydarzenia? Czy Doły to tylko muzyka, czy też inne sztuki?

W tym roku ograniczamy się głównie do muzyki, choć nocą, po koncertach, będziemy również wyświetlać slajdy ze zdjęciami z dość dołujących miejsc, dziwnych zimnych wysp, wnętrz fabryk. Być może pojawią sie wtedy także poeci, czytający wiersze na tle takich ponurackich obrazków. Właściwie to moment, w którym mikrofon może zostać oddany każdemu poecie, który chciałby czytać. Jeśli ta pierwsza edycja festiwalu sie uda, za rok z pewnością poważniej rozszerzymy formułę na sztuki wizualne i literaturę.

„Doły”, „dołowanie”… Swoisty manifest Festiwalu ma bardzo konkretny wyraz. Smutek chłodnej fali pojmujecie dosłownie, czy jednak nieco ironicznie?

Jest w tym doza ironii, ale sama nazwa festu to przede wszystkim kompas dla potencjalnego widza: to moje klimaty, jadę. Oczywiście nikt nie będzie tam sobie podcinał żył na scenie, ani pod nią. Przy czym to przecież normalne, że w życiu miewamy różne nastroje – tak radujemy się, jak i dołujemy. To raczej współczesna popkultura i masowe media starają się okrajać rzeczywistość ze smutku. Żyjemy pod coraz wiekszą presją, by być wiecznie zadowolonymi, wiecznie uśmiechniętymi, zawsze w formie, bo to ponoć lepsze. Ale w czym miałaby być lepsza ta bezrefleksyjna radość, tego dotąd nikt mi nie wytłumaczył. Smutek jest nie mniej ważnym stanem, pozwala choćby na utrzymanie równowagi po stracie. A niezadowolenie z aktualnego jest siłą sprawczą wszelkich zmian w imię lepszych potencjałów. Z kolei zmartwienie świadczy o trosce z jaką traktujemy sprawy wokół siebie. I tak dalej… Dzięki poważnej refleksji uczymy się stawiać opór, stajemy się silniejsi, mniej zuniformizowani, mniej podatni na kontrolę, mody, na konsumpcję, bo mainstream właśnie konsumpcją chciałby wypełniać pustkę po wyrugowanym z życia smutku.

Doły to oprócz line upu złożonego z dołujących kapel, również konkretna wskazówka. Ulica przy której znajduje się Klubojadalnia Przystanek Korzeniowa, która wspólnie z nami organizuje to wydarzenie, nazywa się właśnie Doły, konkretny adres to Doły 43, a to z kolei takie nowe i lepsze – bo mniej doskonałe – „czterdzieści i cztery”.

Klubojadalnia Przystanek Korzeniowa - niedługo w kolorycie muzycznej czerni i bieli...
Klubojadalnia Przystanek Korzeniowa – niedługo w kolorycie muzycznej czerni i bieli…

Obecnie brzmienia zimnofalowe powracają i niemal na całym świecie stają się coraz bardziej popularne. Podczas Dołów usłyszymy jednak wyłącznie polską muzykę. Czy Festiwal ma więc jakąś misję w celu odrodzenia gatunku w Polsce? Jak oceniacie rodzimą zimną scenę?

Nie wiem czy brzmienia zimnofalowe powracają, bo dla mnie zawsze były blisko. Nawet w tym najgorszym okresie jakim był początek wieku, kiedy niezwykle trudno było zorganizować tego typu koncert. Nie sądzę, żebyśmy też mogli poważnie mówić o odrodzeniu się tego gatunku. Jak wygląda muzyka w mediach, wszyscy wiemy i nie ma sensu o tym gadać. Ma natomiast sens integrowanie tej sceny i słuchaczy, którzy ją współtworzą, i to jest chyba głównym założeniem Dołów. Im więcej interakcji zajdzie wewnątrz tej sceny, tym dla niej lepiej, bo to oznacza zaprzeczanie spodziewanej inercji. Być może dzięki spotkaniu na Dołach dojdzie do zorganizowania jakiegoś koncertu, do przeprowadzenia nowego projektu, obojętnie jakiego: muzycznego, malarskiego, fotograficznego, do napisania wiersza, a nawet do wspólnego wspomnienia, które wyrazi się przy okazji jakiegoś ponownego spotkania.

Sami też jesteście z tą sceną związani…

Tak, śpiewałem w DHM przez dobre dziesięć lat, teraz współczynię Chaplin&Chapman, w którym gra też gitarzysta DHM – Jenny. Z kolei Karol, współorganizator Dołów, śpiewa w Bruno Schulz, ma też swój solowy elektroniczny projekt Egga. Jak widać, zakasaliśmy rękawy i wzięliśmy sprawy we własne ręce, zaprosiliśmy znajome kapele i właśnie wynikiem tego są Doły. Trzeba jednak dodać, że nie byłoby Dołów, gdyby nie Tom Małolepszy, właściciel Korzeniowej, osoba niezwykle otwarta na wszelkie działania kulturalne, te niszowe i te mniej, autor przyjaznej i poszukującej atmosfery, która tam panuje.

Wasze doświadczenie jako muzyków to także określone preferencje odnośnie tego, czym jest dziś chłodna fala… Tego nie da się uniknąć. Elektronika więc, czy jednak bardziej klasyczne post punkowe brzmienie?

Nie naciągniesz mnie tym pytaniem na opowiedzenie się po którejś ze stron. Nie ma opozycji w muzyce, jeśli jest to dobra muzyka. Amen.

Na koniec – Doły to wydarzenie jednorazowe, czy też w planach jest jego kontynuacja?

Trudno powiedzieć, pokaże to pierwsza edycja. I nie frekwencja jest tu decydująca, bo robimy wszystko w ramach mikrobudżetu i metod z przestrzeni D.I.Y. Wola działania jest najważniejsza. Chodzi o atmosferę i wartościowo spędzony czas, które sprawią, że zechce się wziąć w tym udział jeszcze raz.

Rozmawiał Szymon Gołąb

DOŁY – Facebook

 

Start a Blog at WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: