Najnowszy, trzeci długogrający album w dyskografii pochodzącego z Argentyny duetu Mueran Humanos to wydawnictwo szczególne. Coraz rzadziej bowiem muzyka, tak jak ta płyta właśnie, ma odwagę dotykać trudnych rzeczy ludzkiego życia – coraz częściej natomiast jest jedynie rozrywką do poganiania festiwalowej publiczności. Co jednak wcale nie oznacza, że Argentyńczycy nie potrafią porwać słuchaczy do tańca – jest to jednak taniec śmierci. Czytaj dalej „ANATOMIA ŻAŁOBY / Mueran Humanos: Hospital Lullabies”→
The Living Gods Of Haiti: Run Back To Never (EP; Francja / Wielka Brytania; październik 2015)
Płyta z 2015 roku? Tak, „let’s go living in the past” – tym bardziej, że w celu poznania nagrań duetu The Living Gods Of Haiti naprawdę warto spojrzeć wstecz. Zawarty w ich muzyce element magiczny (czy wręcz mistyczny) sprawia, że owo spojrzenie w przeszłość będzie zarazem widzeniem przyszłości – 13 maja bowiem ukazać ma się nowy album tej interesującej formacji, zatytułowany Killing Lotus. Oto jego zwiastun:
Pięknie, prawda? Tęsknię do takich brzmień: fuzji eteryczności, subtelnej elektroniki i natchnienia rodem z nagrań Cocteau Twins czy Dead Can Dance (wy natomiast tęsknicie do ich radiowego miejsca, audycji Tryton, która powróci niebawem, ale… w afrykańskim eterze). Eteryczność, natchnienie, mistycyzm – to podstawowe żywioły muzyki The Living Gods Of Haiti.
Duetu nie tworzą muzycy debiutujący dopiero na scenie – Marca Collina znamy z legendarnej już (i przez niektórych uważanej za najlepszą obecnie w interpretacji brzmień new wave) grupy – nomen omen – Nouvelle Vague, zaś Rebekah Dobbins (głos The Living Gods Of Haiti) to utalentowana wokalistka, twórczyni sztuk wizualnych i poetka. Zaśpiewała na płycie 3 (NV3) Nouvelle Vague wesołą piosenkę „Ca Plane Pour Moi”. Jest pół-Angielką, pół-Syryjką – i stąd urocze orientalizmy w muzyce duetu.
Rebekah Dobbins (fot. Marii Andre / źródło: Facebook)
The Living Gods Of Haiti subtelnie dozują słuchaczom rozkosze swoich nagrań. Run Back To Never jest czteroutworową epką (na nowej płycie znajdzie się zaś pięć kompozycji), dwukrotnie – na początku i w finale – opracowującą temat „The Hunt, The Harvest, The Sea”. Co urzeka na tej płycie?
Rebekah Dobbins (źródło: Facebook)
Swoboda w poruszaniu się w różnorodnych rejestrach nastroju. Choć wszystkie z pomieszczonych na krążku utworów łączy eteryczne piękno, to są one całkowicie różne, a linie melodii przebiegają tu od trip-hopowej elektroniki „The Hunt, The Harvest, The Sea”, przez subtelne natchnienie ballady „A Winter in Summer”, po orientalną rytmiczność (bliską chociażby solowym dokonaniom Lisy Gerrard) w utworze „Father”.
Czasem warto „żyć przeszłością”. Warto też czekać na nowe nagrania The Living Gods Of Haiti.
Essaie pas: Le port du masque est de rigueur (teledysk; reż. Larissa Corriveau; Kanada; 13 stycznia 2016)
Wybaczcie milczenie, ten wpis powinien pojawić się już przeszło tydzień temu. Mój komputer był jednak martwy i gdyby nie oni, to takim by pozostał – a teraz pora na „taniec cieni”.
„Le port du masque est de rigueur” jest utworem zwiastującym nowy longplay kanadyjskiego duetu Essaie pas, który – przypomnijmy – gościł w Polsce w zeszłym roku. Płyta zatytułowana Demain est une autre nuit ma ukazać się dziewiętnastego lutego nakładem wytwórni DFA Records. Formacja z Montrealu jest zaś już wyraźnie rozpoznawalna na scenie minimal wave, a to głównie dzięki unikalnej wprost fuzji muzycznych talentów; duet Essaie pas tworzą – Marie Davidson (autorka znakomitej płyty Un Autre Voyage) i Pierre Guérineau. Przewaga tekstów w języku francuskim, znakomite melorecytacje i dialogi połączone z syntezatorowym rytmicznym minimalizmem – oto, co wyróżnia muzykę Kanadyjczyków.
Essaie pas (źródło: Bandcamp)
W podobnej stylistyce zrealizowana została zapowiedź najnowszej płyty Essaie pas, kompozycja „Le port du masque est de rigueur”, której wyraz wzmacnia dodatkowo teledysk wyreżyserowany przez początkującą twórczynię kina niezależnego, Larissę Corriveau (właśnie trwa społecznościowa zbiórka funduszy na powstanie fabuły jej autorstwa pod tytułem „Une visite”).
Wideo do „Le port du masque est de rigueur” urzeka bliskim poetyce dawnych filmów surrealistycznych połączeniem gestu, sekwencji obrazowych i muzyki. Znaleźć tu można także przełożony na język nowoczesnej sztuki element symboliczny (tytułowa maska), tak charakterystyczny dla nagrań Essaie pas i solowej twórczości Marie Davidson. Ta oniryczna i paradoksalnie świadoma wizja reżyserska jest jednym z najbardziej interesujących „muzycznych obrazów” jakie powstały w ostatnim czasie. Warto zauważyć, że nie obcujemy tu (jak w większości teledysków, zwłaszcza polskiej produkcji) z przypadkowym zestawem następujących po sobie obrazów odrębnych od linii melodycznej – ale z pełną wyrazu ilustracją utworu.
Essaie pas (fot. Shub Roy / źródło: Facebook)
„Le port du masque est de rigueur” jest utworem szeroko komentowanym przez znaczącą prasę muzyczną na świecie – oraz dowodem, że nurt minimal wave już dawno opuścił scenę garażową, nie tracąc jednak nic ze świeżości muzycznego podziemia. Czekam na kolejny występ Essaie pas w Polsce.
Tamaryn: Cranekiss (LP; Mexican Summer; Stany Zjednoczone; 28 sierpnia 2015)
Ta płyta jest znakiem tego, co najlepsze w dzisiejszej muzyce. Więcej – potwierdza, że muzyka wciąż jest sztuką mogącą zwyczajnie przynosić radość i wyzwalać dobry nastrój. Cranekiss to album pozbawiony słabych momentów, starannie dopracowany pod względem nastroju i – pomimo spoistości brzmienia – nader różnorodny.
Trzeci w dyskografii Tamaryn długogrający krążek zawiera dziesięć kompozycji, które już od pierwszych tonów otwierającego płytę tytułowego utworu przekonują, że można dziś stworzyć muzykę zdolną poruszyć wyobraźnię podobnie, jak najlepsze dokonania nurtów ethereal i dream pop, jakie przed laty ukazywały się – przede wszystkim – nakładem wytwórni 4AD. Cranekiss w swoich najpiękniejszych momentach przywołuje aurę subtelnego w wyrazie mroku płyt Cocteau Twins, czy Heidi Berry. Nie marzyłem nawet o tym, że usłyszę ponownie tak wspaniałą muzykę! Tę nastrojowość odnaleźć można zwłaszcza w utworach: „Cranekiss”, „Collection”, „Fade Away Slow”, „I Wont Be Find”, oraz zamykającym płytę „Intruder (Waking Up You)”. Przywołanie w nowoczesnej postaci dawnego „klimatu 4AD” (głównie dzięki aranżacjom, eterycznemu wokalowi i charakterystycznym brzmieniom gitar) to byłoby jednak zbyt mało, aby powstała płyta wybitna, a Cranekiss jest – bez wątpienia – albumem wybitnym. Co więc jeszcze o tym decyduje?
Tamaryn (źródło: tamarynmusic.com)
Tamaryn współpracowała w zeszłym roku (przy okazji realizacji muzycznego krótkiego metrażu „Are You Okay”) z artystami z kręgu Psychic TV i elektronicznej awangardy początku lat osiemdziesiątych. Ta wrażliwość przeniknęła do jej najnowszej płyty pod postacią najbardziej chyba subtelnego mariażu z brzmieniem cold wave, jaki można odnaleźć we współczesnej muzyce. Nie jest łatwo odczytać i opisać szereg magicznych zabiegów, które spowodowały, że oparta na wyrazistej i dość „nierelacyjnej” stylistyce zimna fala (głównie w syntezatorowej odmianie) stanowi istotny żywioł Cranekiss. Tak nieopisanie chłodno i cudownie brzmią utwory: taneczny „Hands All Over Me”, niemal post punkowa ballada „Keep Calling”, oraz nagrany w stylistyce stricte cold wave – najlepszy fragment albumu – „Softcore”.
Chyba nie ma na polskiej niezależnej scenie formacji, którą można byłoby porównać z krakowską Negradonną. Odrębność tej muzyki objawia się w wielu obszarach, zaznaczona przez melancholijną aurę utworów, ich bezkompromisową głębię i wzniosłość, oraz konsekwentnie suwerenną estetykę, w jakiej od lat tworzy ta grupa. Negradonna powołuje muzykę duszy, i również tej wartości – duchowego otwarcia – oczekuje od odbiorcy. Zespół z prawdziwie twórczą, niespotykaną dziś nonszalancją odnosi się także do zgiełku rodzimej muzycznej sceny, kontestując miary pośpiechu i marketingowej płycizny. Oto dopiero teraz powstaje teledysk do tytułowego utworu z płyty „Wiekuiste piękno”, która swoją premierę miała już dwa lata temu. Jest to właściwy moment, aby przypomnieć tę niezwykłą muzykę.
Rozalia i Cecylia Malik (Negradonna) – podczas występu na żywo.
Negradonna to zasadniczo duet – Rozalia (wokal, teksty, gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe) i Cecylia Malik (skrzypce). Po głębszym wniknięciu w tworzoną przez formację rzeczywistość muzyczną dostrzec można, iż jest to duet perfekcyjny, pełen artystycznej spoistości i różnicy – napięć decydujących o twórczym fermencie. Rozalia (określająca siebie niekiedy „Czarną Panią”) jest niemal – bądź wprost – wizjonerką, artystką poruszającą się w obszarach intuicji, przeczucia i wymowy poetyckiej. To także twórczyni (co bardzo istotne dla interpretacji jej muzyki) sięgająca po inspiracje w sferę wiary i objawienia – nie stroniąc od chrześcijańskiego, katolickiego jej ujęcia (rodzina Malików od kilku stuleci współtworzy tradycję krakowskiej sztuki sakralnej). Co znamienne też, Negradonna powstała jako swoisty bunt i zarazem kontynuacja tej rodzinnej tradycji – to także ważny kontekst dla muzyki sióstr Malik, często nader ciemnej, bliskiej neoklasycznym miarom nurtu ethereal / dark wave i utrzymanej w niemal lamentacyjnej tonacji. Żywioł sztuki Cecylii, krakowskiej malarki i performerki, jest natomiast wizją przełożoną na czynne działanie – jej ekologiczne inicjatywy (365 drzew, Modraszek Kolektyw, Obrona Zakrzówka) posiadają już ogólnopolską rozpoznawalność i takież znaczenie. Dzięki Cecyli Malik muzyka Negradonny zyskała wyrazistą wizualną identyfikację, ową „widzialność muzyki” na najwyższym i nieporównywalnym poziomie. Artystka wielokrotnie współpracuje z uznanymi twórcami sztuk wizualnych – korzysta na tym Negradonna. Reżyserem i autorem zdjęć do powstającego właśnie wideoklipu (premiera w drugiej połowie września) jest fotografik Tomasz Gotfryd, który kilka lat temu nakręcił film „Skrzydła”, gdzie także pojawia się muzyka sióstr Malik.
Osobowości twórcze obu artystek powołują brzmienia o nieczęstym na rodzimej scenie, niemal mistycznym przesłaniu. Mistyka Negradonny nie epatuje jednak religijną jednostronnością, nie jest też „okultyzmem” wpisującym się w modną, mainstreamową „propagandę zła” i fałszywe proroctwa nowomodnych inkwizytorów. Kluczami do tej muzyki i jej tematycznymi dominantami są: cierpienie, łączność świata widzialnego z niewidzialnym, a także znaczenie, jakie w kontekście nieskończoności (równie tradycyjnie, sakralnie pojętej) mają kształty ludzkiego życia i wypełniające je czyny. Miłość i nienawiść, bliskość i oddalenie, asceza i erotyzm – współtworzą świat wizji Negradonny, przypominając niejako dzisiejszemu człowiekowi, skąd pochodzi i dokąd zmierza. Powtórzę: ta zjawiskowa, wizjonerska twórczość nie ma jak dotąd odpowiedników w polskiej muzyce.
Ekologia duszy? Może to jest sednem sztuki Negradonny; punktem, do którego zmierza tworzony przez Rozalię i Cecylię wymiar piękna?
„Wiekuiste piękno” – na planie teledysku (fot. Tomasz Gotfryd)„Wiekuiste piękno” – na planie teledysku (fot. Tomasz Gotfryd)„Wiekuiste piękno” – na planie teledysku (fot. Tomasz Gotfryd)„Wiekuiste piękno” – na planie teledysku (fot. Tomasz Gotfryd)