The Soft Moon: Deeper (LP; Captured Tracks; Stany Zjednoczone; marzec 2015)
28 września w warszawskim klubie Cafe Kulturalna z pierwszym pełnowymiarowym koncertem w Polsce wystąpi projekt Luisa Vasqueza, The Soft Moon. To oczekiwane przez wielu wydarzenie jest dobrym pretekstem do głębszego wsłuchania się w nową płytę The Soft Moon, zatytułowaną – nomen omen – Deeper.
Koncerty The Soft Moon wyróżnia także niezwykła aura wizualna (źródło: Facebook)
Trzeci w dyskografii tej amerykańskiej formacji longplay zawiera jedenaście utworów o zróżnicowanej stylistyce, dla której punktem wyjścia stała się nowoczesna elektroniczno – gitarowa odmiana cold wave. Ta, w nowoczesnej postaci stworzona właśnie przez The Soft Moon konwencja, pojawia się na najnowszym krążku w wielu wariacjach: od bardzo tradycyjnego w wyrazie i rdzennie post punkowego utworu „Try”, przez typowo „softmoonową” miksturę gitary basowej i synthu we wzniosłym „Desertion” i tanecznym „Feel”, po – nieco wymagający przyzwyczajenia – elektroniczny eksperyment w rodzaju „Wrong”, oraz rytualnych brzmień tytułowego „Deeper”, w którym pojawiają się wyraźne echa pierwszego albumu Dead Can Dance). Szczególnym natężeniem nastroju odznacza się zaś otwarcie płyty, połączenie krótkiej „obsesyjnej” inwokacji „Inward” z ciemnym notorycznym pulsem „Black” to majstersztyk formy.
Luis Vasquez / The Soft Moon – motyw z teledysku do utworu „Feel” (źródło: Facebook)
Deeper jest też, zgodnie zresztą z intencją twórcy, albumem specyficznie lirycznym, najbardziej wypełnionym czarną „gotycką” poezją tekstu i brzmienia spośród wszystkich dokonań The Soft Moon. Pod tym względem prym wiedzie wspaniała, bliska niemal w nastroju najlepszym nagraniom Depeche Mode, ballada „Without” – ten właśnie utwór (oraz wygłosowy „Being”) zdecydowanie faworyzuję spośród wszystkich pomieszczonych na tej znakomitej płycie.
Deeper z lubością chyba prezentowałby w radiu Tomasz Beksiński (tłumacząc przy tym doskonałe teksty większości kompozycji) – to ten rodzaj tajemniczej głębi i nastrojowości, który wprost kojarzy się z jego seansami. Z niecierpliwością czekam na ten koncert!
Castle Party Festival 2015 (16 – 19 lipca 2015; Zamek Bolków; Polska)
Tegoroczna edycja Castle Party, podobnie jak poprzednie, obfitować będzie w koncerty znakomitych wykonawców cold wave, dark wave, ethereal. Wystąpią chociażby: Psyche, The Frozent Autumn, Inkubus Sukkubus, Już Nie Żyjesz, Job Karma… Szykują się także rarytasy, jak chociażby – zapowiedziana na czas trwania Castle Party – premiera nowego krążka polskiej zimno falowej formacji 1984. Jest więc na co czekać!
Castle Party Festival 2015 (oficjalny plakat)
Pełen i aktualny program Festiwalu, z podziałem na dni i godziny, znajduje się poniżej. Kolorem czerwonym zaznaczone zostały terminy koncertów tych zespołów, których muzykę szczególnie polecam zwolennikom brzmień prezentowanych na stronie Wave Press, oraz w audycji Transmission / Transmisja. Można także wysłuchać utworów tych grup na specjalnie przygotowanej kompilacji w formie wirtualnej „kasety” (aby uruchomić odtwarzacz należy kliknąć poniższy obrazek, później nacisnąć przycisk play – jak w magnetofonie).
Karnety i bilety można wciąż zakupić drogą elektroniczną – do 12 lipca 2015; będą też dostępne (po wyższej cenie) przy wejściu do Zamku podczas trwania Festiwalu. Szczegóły podano na oficjalnej stronie Castle Party Festival 2015.
Automelodi i SLPWK; afterparty: Cat’s Whiskers i Adam Drzewiecki (Klub Chmury; Warszawa; 5 czerwca 2015)
Znakomity koncert, wspaniały wieczór! Od pewnego czasu w warszawskim klubie Chmury pojawiają się znaczący wykonawcy obecnej sceny cold wave / post punk – miniony występ Automelodi z Kanady, supportowanego przez polski projekt SLPWK, wpisuje się w ten swoisty ciąg koncertowy, który – ku mojej uciesze – będzie kontynuowany już w niedalekiej przyszłości. Tymczasem wspomnijmy minione wydarzenie, podczas którego zagrali w kolejności:
Michał Solipiwko (SLPWK)
SLPWK – ten śląski projekt, powstały po rozwiązaniu formacji Supreme Scarlet,wystąpił na scenie Chmur w jednoosobowym składzie: Michał Solipiwko zaprezentował blisko czterdziestominutową improwizację na analogowe syntezatory i automat perkusyjny. To nader interesujące wcielenie SLPWK, które – obok zwartych zimno falowych kompozycji – proponuje utwory rozbudowane, wielowątkowe, o nieco ambientowym rodowodzie i (co najistotniejsze) urzekające nastrojem. Charakterystyczna dla występu SLPWK była zdolność panowania nad formą i umiejętność budowania muzycznego dramatyzmu – te wzniosłe brzmienia nie nużyły, nie stawały się (pomimo rozległych miar czasowych) monotonne; wręcz przeciwnie – hipnotyzowały i wyzwalały napięcie. Muzyk, zapytany ex post, skąd bierze pomysły na powstanie tego rodzaju niezwykłych improwizacji, odpowiedział bez chwili wahania: „z melancholii”. Tak, SLPWK to dziś zdecydowanie najbardziej poetyckie brzmienie na nowej scenie cold wave w Polsce. Ten występ, zimno falowym prawem kontrastu, świetnie wprowadzał koncertgwiazdy wieczoru – Automelodi.
Arnaud Lazlaud (Automelodi) fot. Nas Rahmani
Automelodi – energetyczny, pulsujący znakomitym synthem one man show, który tamtego wieczoru dał śpiewający po francusku Kanadyjczyk Arnaud Lazlaud, pewnie na długo pozostanie w pamięci publiczności. Pięćdziesiąt minut muzyki, oraz jeden bis, pomieściły większość utworów z ostatniej znakomitej płyty Automelodi (Surlendemains Acides; 2013) – nie zabrakło także „kanonicznych” kompozycji z solowego repertuaru Lazlauda – chociażby najbardziej oczekiwanego przeze mnie „Allumeuses”. Automelodi na żywo to najwyższa jakość wykonawcza, interesujące – niejednokrotnie odmienne od znanych z nagrań studyjnych – aranżacje utworów, oraz (podkreślmy ponownie) ogromna taneczna energia, przywołująca emocje jakie mogły towarzyszyć występom muzyków nurtu synth pop jeszcze w latach osiemdziesiątych, szczytowym momencie rozwoju tego gatunku. Elementem dodającym występowi spoistości była jego niezwykła forma – Lazlaud powołał concept show na najwyższym poziomie, kunsztownie łącząc utwory ze sobą, wprowadzając rodzaj nowoczesnej minimalistycznej opowieści, oraz budując tym samym występ nie pozwalający odbiorcom na chwilę znużenia, czy rozproszenia. Do tej pory jestem urzeczony i zahipnotyzowany! Kilkunastominutowy fragment koncertu Automelodi do wysłuchania poniżej:
Cat’s Whiskers – żeński duet didżejski, rozpoczął afterparty także z zamiarem hipnotyzowania publiczności, a to za sprawą połączenia różnorodnej muzyki spod znaku cold / minimal wave, oraz post / electro punk z nieco psychodelicznymi w wyrazie wizualizacjami, jakie wyświetlane były na umieszczonym nad sceną ekranie. Efekt? Piorunujący! Chociaż parkiet pustoszał przy kilku zbyt „awangardowych” utworach. Warto dodać, że dziewczyny z Cat’s Whiskers chętnie także spełniały wszelkie – nawet dość wyszukane – życzenia muzyczne.
Cat’s Whiskers fot. Aleksandra Burska
Adam Drzewiecki – warszawski promotor sceny cold wave i organizator koncertu na koniec płynnie przejął miejsce za konsoletą proponując spoisty i energetyzujący set składający się z tego co dziś ważne i aktualne w chłodnej muzyce syntezatorowej: Veil Of Light: „Cold Skin”, All Your Sisters: „Come Feel”, Koban: „L’ombre”, Pure Ground: „Second Skin”, Sally Dige: „Doppelganger”… a to jedynie część tego znakomitego zestawienia, uzupełnionego klasycznymi brzmieniami synth pop z lat osiemdziesiątych. Dość wspomnieć, że tańcząc zapomniałem, iż na tę imprezę wybrałem się z nie do końca sprawną nogą… W najbliższej audycji Transmission / Transmisja (emisja 24 czerwca na e-antenie peruwiańskiej stacji In Club Radio) będzie można wysłuchać specjalnie przygotowanych setów zarówno Adama Drzewieckiego, jak i Cat’s Whiskers.
Powtórzę: znakomity koncert, doskonały wieczór, noc i poranek! Niewiele jest miejsc w Polsce, gdzie można spotkać się na żywo z najlepszymi dokonaniami światowej sceny cold wave. Dlatego korzystajmy z tego, co dzieje się w Chmurach.
Recenzja płyty wydanej dwa lata temu? Dlaczego nie? Automelodi, czyli projekt kanadyjskiego muzyka Xaviera Paradisa (występującego też pod pseudonimem Arnaud Lazlaud), który zagra już w piątek 5 czerwca w warszawskim klubie Chmury, ma w swojej dyskografii dwa długogrające albumy – Automelodi (2010) i pochodzący z 2013 roku Surlendemains Acides. Zbliżający się koncert to dobra okazja, aby przybliżyć słuchaczom tę znakomitą muzykę.
Utwory pomieszczone na Surlendemains Acides zachwycają, przede wszystkim, swobodą i doskonałością w łączeniu tanecznych brzmień syntezatorowych z instrumentarium i nastrojem wyróżniającym stylistykę cold wave / post punk. Więcej, ten album jest zdecydowanie jedną z najbardziej udanych „fuzji syntezatora i gitary” we współczesnej niezależnej muzyce. Zaowocowało to połączeniem minimalizmu z nieco hermetyczną w wyrazie nastrojowością, jaką najnowsza kanadyjska scena zawdzięcza klasycznym zimno falowym francuskim wzorcom (Trisomnie 21), czy ich obecnym – rownież tworzącym we Francji – kontynuatorom (Peine Perdue, Orchidée Noire). Muzyka Automelodi w niewymuszony sposób udawadnia też, że awangardowość może podążać w parze z piosenkową, melodyjną ekspresją, którą podkreśla także świetny głos wokalisty (wszystkie teksty Automelodi są w języku francuskim). Dokładnie tak brzmią najlepsze utwory na płycie: „Aléas, dernières chances”, „Vacances à maiori”, „Digresse” (killer albumu), oraz „Métropole sous la pluie”. Warto wspomnieć, że teledysk do ostatniej z wymienionych kompozycji znalazł się w zestawieniu Wave Press – „Cold 15” zawierającym najlepsze wideoklipy wykonawców cold wave / minimal wave / post punk / synth pop powstałe w zeszłym roku. Można więc liczyć na to, że występy Automelodi są w warstwie wizualnej równie znakomite, jak proponowana przez ten projekt muzyka.
Nieco inny rodzaj chłodnej estetyki brzmienia, choć także potraktowanej z charakterystycznym dla Automelodi dystansem, proponują utwory Lazlauda powstałe poza tym projektem, w których pierwszym planie usłyszymy nieco bardziej skomplikowane syntezatorowe aranżacje, bliskie stylistyce duetu Martial Canterel.
Audycja Transmission / Transmisja obejmuje wydarzenie patronatem. Relacja z koncertu, w trakcie którego – jako support dla Automelodi – wystąpi także polska formacja SLPWK, ukaże się wkrótce na Wave Press. To znakomita propozycja koncertowa i jej widoczny ślad powinien pozostać także poza wyobraźnią i wyraźnie lepszym nastrojem tych, którzy w wydarzeniu tym będą uczestniczyli.
Moskiewskie trio Sierpien to swoiste zjawisko na obecnej zimno falowej scenie – nie tylko w Rosji. W muzyce tej formacji zwraca uwagę stylistyczna konsekwentność, za nic mająca sobie współczesną tendencję (a może już „modę”?), która wykonawcom nurtu post punk / cold wave podpowiada, aby tworzyć brzmienia minimalistyczne, z wyraźną ekspozycją rytmu automatycznej perkusji. Potrzeba sporej artystycznej odwagi, aby dziś grać odmiennie, sięgając po „tradycyjną” gitarową energię punka.
Sierpien wyróżnia się także innym rodzajem odwagi. Ta rosyjska grupa jest szczególnie zafascynowana polską zimną falą lat osiemdziesiątych – nie kopiując przy tym dawnych wzorców stylistycznych, ale poddając je własnej interpretacji. Ma to także znaczenie pozamuzyczne. Wbrew odgórnym nakazom, zmieniającym się – pod wpływem propagandy – w obiegowe opinie, oto rosyjski artysta jawnie przyznaje się do sympatii wobec polskiej sztuki buntu. Punks not dead – to zdanie wystarczy dla określenia postawy Sierpnia – i chyba najwyższa pora, aby ponownie zacząć wypisywać je na powstających dziś, zbyt wysokich murach. Jakie kształty muzyczne przyjęła ta pozytywna siła buntu na nowej płycie moskiewskiej grupy?
Sierpien
Na epkę Triumph składają się zaledwie cztery kompozycje, to jednak wystarczy, aby zawrzeć w jej wnętrzu wyraźne (choć skondensowane) przesłanie sprzeciwu. Wszystkie utwory odnoszą się tu do polityczno-propagandowej aktualności; usłyszymy więc o: nachalnym straszeniu perspektywą wojny („Whose Triumph?”), braku miejsca dla człowieczeństwa we współczesnej „machinie wydarzeń” („Radioactive Ash”), czy wreszcie o rosyjskiej „inwazji” na Zachód („Teddy Bear”, wygłosowa i najlepsza kompozycja na płycie). Teksty utworów są po rosyjsku, a ich tytulatura jest odpowiednio – rosyjska i angielska. Sierpien wykorzystuje klasyczne rockowe instrumentarium: gitary elektryczne, oraz „żywą” perkusję. Męski wokal brzmi bardzo dobrze i w charakterystyczny sposób naturalnie. Właśnie: naturalność i prostota to żywioły albumu Triumph, a jest to zasługą nie tylko poprawnej, ale wręcz świetnej realizacji dźwiękowej, dalekiej od „garażowej” siermiężności, ale także fajerwerków realizatorskiego „profesjonalizmu”. W stosunku do poprzednich wydawnictw grupy, muzyka na najnowszej płycie zyskała także walor melodyjności – co sprawia, że utwory Sierpnia są przystępniejsze w odbiorze i sprawiają wrażenie refleksyjnych (bądź też wprost: są muzyczną refleksją w najlepszej postaci). Całości dopełnia zaś interesująca koncepcja graficzna albumu, spójna z tematyką utworów.
Jak brzmi na żywo pozytywna siła buntu w wykonaniu Sierpnia, polscy słuchacze będą mieli okazję usłyszeć w najbliższym czasie dwukrotnie: zespół wystąpi 23 kwietnia w Warszawie, oraz dwa dni później we Wrocławiu, w ramach Return To The Batcave.
Przed koncertami warto także przypomnieć, opublikowaną jakiś czas temu na łamach Wave Press, rozmowę z wokalistą Sierpnia: oto jej pierwsza i druga część.