Czas na drugą i najbardziej subiektywną część zestawienia COLD 20 – najlepsze utwory 2016 roku. Wiadomo, że w piosence (tak w jej warstwie muzycznej, jak i tekstowej) zawiera się pewien ładunek uczuciowy oraz treść wspomnień związanych z okolicznościami jej pierwszego wysłuchania. „Remember the first time” – podkreślają często fani Joy Division. W przypadku więc oceny utworów, ich „psychologiczne” walory są nie mniej ważne od doskonałości wykonawczej. Ta część zestawienia bierze zatem pod uwagę psychologię odbioru muzyki.
Najlepsze utwory mogą, ale nie muszą pochodzić z najlepszych płyt – to także ważne. Mogą również swobodnie traktować uściślenia gatunkowe. Wolność w muzyce jest istotna, a jej pierwszym planem w tym roku są dwa wspaniałe utwory – „Vetiver” Snow Ghost i „Female Vampire” Jenny Hval. Osobną pozycją jest tu zaś wzniosłość zawarta w przebojowym romantyzmie – utwór „Feel Me” Rosjanina tworzącego pod pseudonimem Pill Couple. czytaj więcej…
Box and the twins: Everywhere I go is Silence (LP; Manic Depression Records / Synth Religion; Niemcy; 8 listopada 2016)
Chłód i piękno, piękno i chłód – oto dwa żywioły tej wspaniałej płyty. Everywhere I go is Silence jest liryczną opowieścią, której nowe sensy odkrywa się podczas każdego kolejnego przysłuchiwania się jej wnętrzu. To album niemal metafizycznej urody i tylko szkoda, że nie ma dziś nikogo, kto jego czar przekazałby słuchaczom w taki sposób, w jaki czynił to niegdyś w swoich radiowych seansach Tomasz Beksiński.
Nawias: zawsze będzie mi żal, że nie istnieje już ten rodzaj piękna w eterze, że trzeba przeszukiwać internet, aby je odnaleźć – choć to może i dobrze. Dziś w Polsce zamieniono muzyczne radio w zasrany kołchoźnik, zmarginalizowano je oraz przemianowano na odbytnicę propagandy – i najlepiej, aby grała ona tylko rapunek o wojennych treściach. Przepraszam, Wave Press jest miejscem dla piękna. Oto jego próba, druga kompozycja z Everywhere I go is Silence, „Gravity”:
box and the twins: Below Zero (EP; Niemcy; 21 listopada 2014)
Ta płyta rozpoczęła zimę. „Dźwięk tłuczonego szkła. Deszcz uderzający o szybę. Brzmienie złamanych serc. Mróz północy”. W ten sposób muzycy z Kolonii (również tej, znanej z utworu „Colony” Joy Division) opisują swoją twórczość – i opis ten mógłby właściwie wystarczyć. Below Zero jest albumem pięknym i niepokojąco chłodnym; płytą, która powołuje udany mariaż eterycznego wdzięku z minimalizmem nowoczesnej zimnej fali; nade wszystko zaś – tę muzykę skomponowało ludzkie serce, stygnące i pozbawione nadziei, niczym w jednym z wierszy Jarosława Iwaszkiewicza.
Pozostawmy jednak liryzm, choć mroczny poetycki żywioł jest pierwszym planem tej płyty. Below Zero to druga epka w dyskografii box and the twins, obok wydanego w marcu tego roku (jeszcze pod, niezbyt udanie dobraną, nazwą Coctail Twins) czteroutworowego albumu Our Fears. Już pierwsza płyta nagrana przez niemieckie trio fascynowała i pochłaniała aurą wzniosłej dark popowej piosenkowości, nieco przypominającej dokonania VUM. Below Zero brzmi znacznie dojrzalej i śmielej sięga w rejony cold wave (chociażby w jednym z najlepszych utworów tego albumu, minimalistycznym „big nothing”). Niezmienny pozostał talent muzyków box and the twins do powoływania nastroju subtelnego smutku sugerującego wzniosłość doznań, o których opowiadają zawarte na płycie utwory. Nastrój ten współtworzą: eteryczny żeński wokal, gitarowe pasaże tworzące wrażenie brzmieniowego bogactwa; oraz wspomniana „piosenkowość” połączona jednak z powagą i minorowym, „gotyckim” wydźwiękiem albumu. Jestem urzeczony…
…będąc jednocześnie porażonym lodowatym chłodem w nowej, mało jeszcze znanej muzycznej jego odmianie. Na Below Zero nie ma momentów zbędnych, niweczących spoistość nastroju. Obok trzech nowych kompozycji, pomieszczono tu świetne remiksy utworów pochodzących z poprzedniego wydawnictwa – „rooms made of dust” i „sometimes the waves” (odpowiednio w wykonaniu D’Evolé, oraz Evi Vine).
Below Zero to muzyczny lód. Przejrzystość, piękno i melancholia.