Orchidée Noire: Insomnie faire (EP; Francja; 9 marca 2015)
Xavier Soquet, twórca paryskiego projektu Orchidée Noire, jest – przede wszystkim – muzykiem poszukującym. Jego eksploracje obejmują różnorodne odcienie brzmień cold / minimal wave, oraz post punk (ta stylistyka wyróżnia zwłaszcza jedyny longplay – kompilację Orchidée Noire, album Une histoire parmi tant d’autres). Intensywne poszukiwania prowadzą niekiedy do doskonałości – najnowsza płyta autorstwa Xaviera Soqueta, Insomnie faire jest niemal doskonała. „Niemal”, bowiem jej jedyną „wadą” jest niewielka objętość.
Xavier Soquet / Orchidée Noire
Insomnie faire to czteroutworowe wydawnictwo formatu EP, nastrój zaś osiągnięty w jego wnętrzu potrafi zarazem uzależnić, opętać, rozkochać w sobie i porzucić – czyniąc to wszystko z wdziękiem femme fatale. Wybaczcie mi tę egzaltację, ale w muzyce szukam chyba tego samego, czego niegdyś nieustannie brakowało w niej Tomaszowi Beksińskiemu – czyli, po prostu, uczucia zawartego w pięknie. Wyraża się ono za pomocą: harmonii brzmień, swoiście „aksamitnego tonu” instrumentów, oraz poetyckiej wartości tekstów. Tych elementów zdecydowanie próżno szukać chociażby w najnowszej muzyce polskiej, dlatego – jak Beksiński – w większości przypadków odrzucam ją z niesmakiem… Są one natomiast podstawowym żywiołem Insomnie faire. „Aksamitna melancholia” tej płyty urzeka.
Usłyszeć tu można świetnie brzmiący syntezatorowy minimalizm, wspaniały męski wokal (z dodatkiem żeńskiego wdzięku – w „dialogowym” utworze „De vous à toi” pojawia się eteryczny głos Coco Gallo, znanej z duetu Peine Perdue), a nawet fragmenty organowej fugi, jaka otwiera i zamyka ten niezwykły album. Warto też wspomnieć, że Insomnie faire to płyta bardzo dobrze brzmiąca, doskonale nagrana – przestrzenne niuanse dźwięku są zaś nader ważne, gdy obcuje się z muzyką przywołującą wymiar duszy.
Kompozycje „De vous à toi” i wygłosowa „Déesse lacrymale” to najpiękniejsze momenty tej płyty.
Tomasz Beksiński: In Memoriam (kompilacja; Polskie Radio; Polska; 2 lutego 2015)
Radiowe seanse Tomasza Beksińskiego są wartością wyłączną i nieporównywalną – także w skali światowej. To suwerenna twórczość nacechowana ludzką wrażliwością, dramatyzmem uczuć i trwałym pięknem. Audycja radiowa, tak jak ją pojmował Tomasz Beksiński, jest dziełem sztuki – bedąc formą podawczą dla sztuki innej, muzyki; formą, a więc tajemnicą konstrukcji artystycznej, dzięki której treść w niej zawarta staje się ważna i przemawia językiem piękna. Czy dziś, szesnaście lat od ostatniej audycji Tomasza te zasady są nadal ważne? Są jeszcze ważniejsze. Czy najnowsze nawiązanie do nastroju Tomaszowych audycji, mająca ukazać się wkrótce kompilacja „In Memoriam”, wskrzesza ów nastrój w sposób pełny i wyrazisty? Posłuchajmy i oceńmy.
Na krążku znalezlo się czternaście (szkoda, że nie symbolicznie – szesnaście) kompozycji szczególnie rozpoznawalnych z seansów Tomasza przypadających na okres jego późnej aktywności na antenie (połowa lat dziewięćdziesiątych) w wieczornym paśmie Programu Trzeciego Polskiego Radia – „Trójce Pod Księżycem”. W sieci została oficjalnie udostępniona już lista utworów, które znajdą się we wnętrzu „In Memoriam”, dzięki czemu możemy sprawdzić, czy zestawienie to spełnia zasady, jakimi kierował się w swej sztuce Tomasz Beksiński. Jakie to zasady?
Tomasz Beksiński – In Memoriam (fotografia z wnętrza płyty)
Dwie podstawowe: „tajemniczość” i „kontrast – nawiązanie”. Pierwszą z nich opisał na długo przed Tomaszem jeden z magów literatury, Bruno Schulz. Parafrazując, mówi ona, iż „najważniejsze w powieści są niewidzialne ptaki, któreprzelatują pomiędzy wersami”. To, co nie zostało wypowiedziane jest więc najistotniejsze, buduje aurę i sens przekazu artystycznego. To „coś” zawiera się w formie i – w przekładzie z mowy literatury na język radia (zasadnym w przypadku seansów Tomasza) – jest konsekwencją kolejności, w jakiej utwory następują po sobie. Kolejność ta nie może być przypadkowa; wyznacza ją tekst danej kompozycji, oraz jej nastrój. Tomasz Beksiński często sięgał po tę zasadę, by wypowiedzieć to, o czym milczą słowa, a mówi – nieraz bardzo wyraźnie – muzyka. Tego rodzaju „ptaki przelatujące pomiędzy wersami” odnaleźć można na „In Memoriam” w kilku połączeniach: fragmentu utworu „Neon Marines” The Legendary Pink Dots (swoistego „hymnu” Tomaszowych audycji) z „Lucretia My Reflection” The Sisters Of Mercy; oraz „Halt Mich” Lacrimosy z „The Game” Deine Lakaien; czy wreszcie w tryptyku: Collage: „Living In The Moonlight” – Closterkeller: „Violette” – Abraxas: „Pokuszenie”. Tajemnicze pokrewieństwa pomiędzy tymi utworami są sednem piękna „In Memoriam”, muzyczną ucztą, dla której warto sięgnąć po tę płytę.
Tomasz Beksiński – In Memoriam (tył okładki)
„Kontrast – nawiązanie” to rozwinięcie tajemnicy, jej konkretny przekład, a zarazem ten uchwytny jedynie ludzką wrażliwością moment, w którym muzyka staje się zarazem płaczem, spojrzeniem w głąb, bezbłędnym komentarzem, albo – po prostu – wymownym nastrojem. Tę, wyrosłą na gruncie brzmienia, twórczą regułę odnajdziemy z pełną wyrazistością w „muzycznych” grafikach Joanny Elżbiety Girej – pokrewnej Tomaszowi wyobraźnią malarki i propagatorki polskiej „gotyckiej” sceny muzycznej. Jest to „technika (…) łączenia delikatnych farb akwarelowych z wyrazistym czarnym tuszem; czyli zasada kontrastów i przeciwności” – jak określiła tę tajemniczą formułę, we wstępie do cyklu swoich prac pod tytułem „Ukryty Wymiar”, zmarła kilka dni temu artystka. Tomasz Beksiński nader często sięgał w audycjach po przejętą z malarstwa alchemię „kontrastu – nawiązania”; stosując ją w jej ekspresyjnych miarach, jako regułę coincidentia oppositorum, niejednokrotnie też z pominięciem „fade out” – ciszy rozdzielającejkompozycje.Oto zestawienie dwóch utworów, które pojawiło się w Tomaszowym seansie latem 1995 roku: Ewa Demarczyk: „Pocałunki”, oraz XIII. Století: „Květy zla”. Tak właśnie brzmią akwarela i czarny tusz…
Na „In Memoriam” odnaleźć można trzy momenty spełniające zasadę „kontrastu – nawiązania”; są to ponownie połączenia: „Lucretia My Reflection” The Sisters Of Mercy – „Halt Mich” Lacrimosy – „The Game” Deine Lakaien; oraz: „Living In The Moonlight” Collage – „Violette” Closterkeller – „Pokuszenie” Abraxas; a także pełen napięcia wygłos kompilacji: „Ammonia Avenue” The Alan Parsons Project – „Stationary Traveller” Camel.
Tomasz Beksiński (w tle “Zielonooka”, obraz Zdzisława Beksińskiego)
Czego brak na tej płycie? Każdy z uważnych słuchaczy audycji Tomasza skomponowałby własne zestawienie o podobnym kształcie, lecz różnym repertuarze i odmiennych konfiguracjach. Muzyka jest pamięcią i łącznością z tym, co niewidzialne. Konkretny, brzmieniowy wyraz tej prawdy odnaleźć można współcześnie każdego dnia, częściej w sieci, naturalnym obecnie środowisku dla muzyki, niż w tradycyjnym radiowym eterze. Redakcje stron Tomasz Beksinski – Tribute (TBT), czy The Twilight Zone – Strefa Zmroku TBT, dbają z pieczołowitością o to, aby nastrój Tomaszowych audycji żył w swoich licznych kontynuacjach. Z punktu widzenia ogromnej pracy, jaką wnoszą przez codzienne budowanie muzycznego repertuaru „w nurcie Tomasza Beksińskiego”, kompilacja „In Memoriam” jawi się jedynie jako płochy dodatek i nikły głos. To jednak rzecz drugorzędna. Najbardziej brak mi na tej płycie… Głosu Tomasza. Jako nastrojowego sedna albumu i momentu, w którym jego forma stałaby się świadomym przekazem, jasno i wyraźnie mówiącym: „pamiętasz mnie? Pamiętasz cokolwiek?”… „File It Under Fun From The Past” Marianne Faithfull i tekst tego utworu, który przetłumaczył Tomasz Beksiński w swej pożegnalnej audycji, to brak zasadniczy i „niewybaczalny”. Mimo to album ten polecam każdemu.
Geometry Combat: Tanz der schatten (LP; Werkstatt Recordings; Grecja; 7 grudnia 2014)
Ta płyta wprowadza zdecydowanie odrębną jakość do nowoczesnych brzmień o nieco większej ekspozycji mocy i wyrazistości. Tanz der schaften zawiera w swym wnętrzu zimno falową siłę ekspresji, którą trudno odnaleźć chociażby wśród aktualnych produkcji popularnego nurtu EBM…
…a może TBM lub IBM? Nie? Zatem harsh bądź aggrotech?… Muzyka elektroniczna zaczęła tracić wspomnianą wyrazistość na rzecz mixtum compositum wyeksponowanegorytmu i tła dźwiękowego, określanych – powszechnie już i bez poczucia braku stosowności – polskim wulgaryzmem „pierdolnięcie” (którego znaczenie muzyczne skopiowano oczywiście z angielskiego „bonkers”) – tak, iż już w połowie lat dziewięćdziesiątych Tomasza Beksińskiego zaczęła na koncertach po prostu boleć głowa – od banału i hałasu. Toxic Razor, twórca projektu Geometry Combat, powołał muzykę, jaka z pewnością trafiłaby w Tomaszowy gust…
Podstawowy żywioł Tanz der schatten to przekaz, który – mimo tanecznego, czy też „klubowego” (a więc bliskiego wspomnianej stylistyce EBM) charakteru tej płyty – stanowi o jej powadze i odrębności. Istnieje potężny (i dostrzegany niemal wyłącznie przez muzyków z kręgu cold wave) rezerwuar ciemnej dekadencji, jaka manifestuje się obecnie prawie we wszystkich obszarach codzienności. Dziwaczne szczepy religijne terroryzują ludzkie pragnienie tego, co niematerialne (utwór „silent god”); wojna przestała mieć negatywny sens, stając się chorobliwym pożądaniem („deadly armour ceremony”, „teeth of steel grasp in the barier of humanity”); sfałszowane zaś dobro zaczęło przemawiać językiem zła („killing movement”). Wiek XXI kończy się, zanim na dobre się rozpoczął – Tanz der schaften jest zrytmizowanym i spoistym znaczeniowo wyrazem upadku wizji życia zautomatyzowanego i poddanego dyktaturze instytucji; jest doskonałą propozycją muzyki ilustrującej aborcyjną śmierć „nowoczesności”.
Utwory Geometry Combat posiadają interesujące wizualizacje – autorem grafik jest Jan Vinoelst, zdjęć zaś – Kriistal Ann.
Płyty tej słucha się, pomimo jej powagi, z przyjemnością. Wynika ona z obcowania z brzmieniami intensywnymi, jednak nie pozbawionymi – charakterystycznego dla współczesnej odmiany zimnej fali – wysublimowania. Urzeka tu minimalizm środków wyrazu, bliski rdzennie industrialnych propozycjom niezależnej sceny początku lat osiemdziesiątych, co w połączeniu ze wspomnianym przesłaniem albumu, tworzy potężny efekt artystyczny. Całość tę zaś wzbogaca, pierwszoplanowy dla nagrań Geometry Combat, znakomity męski wokal.
W tej muzyce zapisany jest rozdzierający przestrzeń jęk; stalowy lament, który towarzyszy upadkowi wielkiej i bezdusznej konstrukcji. Tanz der schatten to ważny album, a także doskonała zimno falowa alternatywa dla wszelkiej banalności.
Relic Pop: Thick as Thieves (LP; Plastiq Musiq; Stany Zjednoczone; październik 2014)
Znakomity album! Nie spodziewałem się, że jakikolwiek zespół (oprócz brytyjskiego duetu Empathy Test) potrafi obecnie w tak wspaniały i w pełni indywidualny sposób przywołać najlepszą tradycję synth popu / new romantic lat osiemdziesiątych. Dzięki najnowszemu longplay’owi Relic Pop możemy ponownie obcować z tą osobliwie romantyczną, melodyjną i przepełnioną wzniosłością estetyką, którą zachwycają utwory Larsa Falka, White Door, czy Body 11. Thick as Thieves to jednak nie tylko syntezatorowa podróż wstecz.
Na pierwszy długogrający krążek amerykańskiego tria Relic Pop składa się aż czternaście utworów, jednak ich wariacyjność i zmienność w zakresie synth popowej konwencji sprawia, iż nie ma tu miejsca na nudę. Obok wielobarwnego elektronicznego wintażu słychać we wnętrzu tej płyty znakomite gitarowe pasaże (większość współczesnych zespołów nawiązujących do stylistyki lat osiemdziesiątych zdała się niestety zapomnieć jak doskonale współbrzmią synth i riff); zdecydowanym wyróżnikiem zaś nagrań Relic Pop jest fenomenalny wokal. Fenomenalny! Dwa głosy sekundują tu sobie z równą jakością i w pełni trafiają w sedno noworomatycznego nastroju – Rene Perez i Anthony Crouch tworzą na Thick as Thieves chyba najlepszy duet wokalny jaki słyszałem od wielu lat! Bez cienia przerysowania, a jednak z pełną konsekwencją i świadomością wintażu przenoszą słuchaczy w ów podbity blaskiem neonów mrok, którym niegdyś urzekały brzmienia prezentowane w audycjach Tomasza Beksińskiego. Jestem zachwycony!
Wspomniałem o wielobarwności. W zamykającym płytę utworze „For Karin Boye” słyszę saksofon i skrzypce… O tym, że syntezator jest instrumentem niemal doskonale „onomatopeicznym” też chyba zapomnieli współcześni zwolennicy back to the 80’s… Album Relic Pop to więc także doskonała lekcja tradycyjnej szkoły elektronicznych brzmień.
Na Thick as Thieves nie ma utworów lepszych i gorszych – płyta w całości jest… Perfekcyjna? Jedno z najlepszych wydawnictw 2014 roku? Na pewno tak!
„W ostatniej chwili okazało się, że nowy album Psyche ukaże się pod poetyckim tytułem Daydream Avenue, a nie jak anonsowano wcześniej Gridlock Dynasty. Dobra zmiana, gdyż longplay w dużej części wydaje się idealnym tłem do marzeń – nawet za dnia.
Daydream Avenue to prawdziwy koktajl nastrojów. Są tu utwory przebojowe, do tańca („Angel Lies Sleeping”, If You Believe”, „What Sorrow Cannot Say”), ale są też kompozycje osnute mgiełką suchego lodu i spowite pajęczynami, jakby żywcem wyjęte z płyty The Influence („Alone With A Gun”, „Destiny”). Jest kilka nastrojowych pieśni („Destiny”, „Ghost”), ale dominuje muzyka instrumentalna, której nie powstydziłby się Edgar Froese i inni mistrzowie elektronicznego rocka (Eternal City, Quest, Belial). Darrin Huss nadal śpiewa jak Marc Almond w okresie Soft Cell (może i dobrze że nie wzoruje się na jego obecnym wcieleniu, zupełnie innym), chociaż duet Psyche od dawna kroczy własną ścieżką i stworzył nawet coś na kształt własnego stylu. Bardzo jestem ciekaw, czy koncerty braci Huss nadal przypominają sceny z filmów typu „Reanimator”. Niewykluczone że się o tym przekonamy, jeśli SPV dotrzyma słowa i zorganizuje Psyche trasę po Polsce”.
Tomasz Beksiński
Psyche i Rational Youth w łódzkim klubie DOM; 11 października 2014 (plakat promocyjny)
Duet Psyche wystąpi 11 października w łódzkim klubie DOM, z towarzyszeniem kanadyjskiej formacji synthpopowej Rational Youth; początek koncertu o godzinie 21 – oto link do wydarzenia (Facebook).
Recenzja albumu Daydream Avenue autorstwa Tomasza Beksińskiego ukazała się magazynie Tylko Rock w lutym 1992 roku. Przedruk za Nosferatu.art.pl.