PRZED KONCERTEM / Esben and the Witch: We Melted The Wax, Now We Can See

Esben and the Witch: We Melted The Wax, Now We Can See (EP; Wielka Brytania; grudzień 2015)

Esben And The Witch - We Melted The Wax, Now We Can See (EP; 2015)

Choć dyskografia tego brytyjskiego tria w składzie: Rachel, Daniel i Thomas nie jest jeszcze zbyt obszerna – to mam poczucie, że utworów wypełniających trzy lonplay’e i kilka pomniejszych wydawnictw tego zespołu można słuchać przez całe życie. „W tej muzyce jest coś, co zastępuje wszystkie słowa i wszystko tłumaczy” – jak powiedział kiedyś Tomasz Beksiński. Spójrzcie zresztą na facebookową stronę Esben and the Witch…

…a tego obrazu nawet nie znałem:

Esben and the Witch wystąpią na jedynym koncercie w Polsce, 4 kwietnia w warszawskim klubie Hydrozagadka. To dobry moment, aby wsłuchać się w najnowszą, dość nietypową (bo w całości akustyczną) epkę Brytyjczyków, We Melted The Wax, Now We Can See – którą muzycy okreslili mianem „ciszy przed burzą”, polecając jej słuchanie w długie zimowe noce, które wciąż przecież są przed nami (wiosna to fatamorgana).

Esben and the Witch
Esben and the Witch (źródło: VKontakte)

Album zawiera cztery kompozycje, a rozpoczyna się od coveru „Planet Caravan” Black Sabbath, kończąc nowością – olśniewającej urody melancholijną balladą „Like A Drunkard Reels”. Pozostałe dwa utwory znane już są z wcześniejszych płyt zespołu, ale… Podobnie, jak „Planet Caravan” brzmią zupełnie odmiennie od wersji pierwotnych. Coś wam przypomina podobna metoda? Posłuchajmy muzyki. Oto utwór, który na tej płycie faworyzuję – wspomniany „Like A Drunkard Reels”:

Ależ tu brzmi głos Rachel! Zdaje się sięgać do najlepszej tradycji rockowej (czy też folkowej / songwriterskiej) progresji z początku lat siedemdziesiątych. Gdybyśmy teraz byli w radiu, połączyłbym dla was ten utwór z baśniowym tematem „The Garden of Jane Delawney” grupy Trees, oraz „Melinda, More or Less” Curved Air, aby ostatecznie rzucić się w otchłań kontrapunktu kompozycją „Lady Lake” Gnidrolog – bo nie ma miłości, realne są tylko zima i noc.

Koncert: Esben And The Witch + Signal From Europa / 04.04.2016 / Hydrozagadka / Warszawa
Esben and the Witch + Signal From Europa / koncert w Klubie Hydrozagadka / 04.04.2016

Progresja. Te rejestry nastroju przywołuje właśnie grupa Esben and the Witch. Czas, kiedy jeden utwór nie brzmiał dwukrotnie tak samo. Czy tylko mi tego brak? Co za tym idzie – przed nami koncert, jaki może się już nie powtórzyć.

Szymon Gołąb

Esben and the Witch: koncert w Hydrozagadce – wydarzenie / Facebook

Album w wersji fizycznej (płyta CD w ręcznie przygotowanej oprawie, limit 500 sztuk) oraz cyfrowej być może jest jeszcze do nabycia na stronie zespołu w serwisie Bandcamp.

Esben and the Witch – oficjalna strona / Facebook / YouTube / VKontakte / Twitter

SEKSOWNE „EJTISY” / Sexy Suicide: rozmowa (audio)

Sexy Suicide (fot. Rafał Jakubek)
Sexy Suicide (fot. Rafał Jakubek – rafaljakubek.pl / źródło: Facebook)

Zapis rozmowy z polskim duetem synth pop / cold wave / retro wave Sexy Suicide, przeprowadzonej przy okazji ich niedawnego koncertu w Warszawie na imprezie „Same Old Madness” (Klubokawiarnia Chmury, 29 stycznia 2016).

Sexy Suicide (dawniej Neon Romance) występują w składzie: Marika Tomczyk i Bartłomiej Salamon i od jakiegoś już czasu ich muzyka znajduje się w czołówce polskich (a nawet europejskich) nagrań w stylu najszerzej określanym jako retro wave.

Sexy Suicide zapowiadają na najbliższy czas kilka nowości, ma się też wreszcie ukazać – w fizycznej formie – ich długogrająca płyta. Podczas „Same Old Madness” zespół dał znakomity koncert, jednym z tematów naszej rozmowy jest więc styl muzyki i sceniczny imaż – niepowtarzalne walory duetu Marika & Poldek. Rok 2016 będzie należał do Sexy Suicide – ten projekt muzycznego powrotu do lat osiemdziesiątych jest już w pełni do tego przygotowany. Całość wywiadu do wysłuchania poniżej.

Rozmawiał: Szymon Gołąb

Sexy Suicide – Facebook / SoundCloud / Bandcamp / Vkontakte / Instagram

PO KONCERCIE / Schröttersburg, Undertheskin, Sexy Suicide w Chmurach

„Same Old Madness”: Schröttersburg, Undertheskin, Sexy Suicide; afterparty: KATZ & Krucza (Klubokawiarnia Chmury; Warszawa; 29.01.2016)

Same Old Madness: Schröttersburg, Undertheskin, Sexy Suicide (Klubokawiarnia Chmury, Warszawa, 29.01.2016)

Warszawski klub Chmury to znane już miejsce regularnych spotkań z muzyką nurtów: cold wave, post punk, synth pop wykonywaną przez artystów z całego niemal świata. Szczególnie cenię ten lokal za uprzystępnienie polskiej publiczności koncertów przedstawicieli sceny minimal wave z Kanady (Automelodi, Marie Davidson), których chyba nigdzie indziej w kraju nie można usłyszeć na żywo. Tym razem na scenie Chmur wystąpiły trzy polskie formacje prezentujące różne odmiany nowoczesnej zimnej fali: Schröttersburg, Undertheskin i Sexy Suicide. Imprezę zamykał zaś niesamowity (nie znajduję innego określenia) set didżejski w wykonaniu Jagody z duetu KATZ oraz Kruczej.

Schröttersburg (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Schröttersburg (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Schröttersburg – to formacja z Płocka, która podczas „Same Old Madness” zaprezentowała najbardziej zachowawczą formę muzyki chłodu. Nagrania przypominające klimatem utwory rodzimej zimnej fali z lat osiemdziesiątych rozpisane na gitary, „żywą” perkusję, oraz znakomity wokal uzupełniały liczne partie improwizacyjne. Sprawiło to, iż występ Schröttersburg był swego rodzaju seansem, powrotem do rdzennych brzmień post punka – przy czym element punkowy zapewniał wykonywanej muzyce właściwą dawkę energii i buntu. Muzycy z Płocka perfekcyjnie wprowadzili publiczność w to, czym dziś jest – i skąd się wywodzi – zimna fala. Przez sporą grupę odbiorców koncert Schröttersburg został oceniony za najlepszy punkt programu imprezy.

Undertheskin (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Undertheskin (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Undertheskin – zespół z Krakowa, który za sprawą wydanej w zeszłym roku płyty mocno „namieszał” na polskiej scenie cold wave, wystąpił jako swoista kontynuacja aury zapoczątkowanej przez Schröttersburg – a zarazem jej przeciwieństwo. Warto wspomnieć o interesująco i świadomie poprowadzonej linii muzycznej wydarzenia: przebiegała ona od tradycyjnych brzmień gitarowego post punka, przez subtelny mariaż z elektroniką w wykonaniu Krakowian, aż po synth popowe taneczne brzmienie Sexy Suicide. Perfekcja organizacyjna i wyczucie nastroju! Undertheskin na żywo to dramatyzm wpisany w statykę – coś nieokreślonego i hipnotycznego, co przypomina muzyczny przekład „cyklu gestycznego” z filmów Wernera Herzoga. Niepokój i siła, oraz… „Ten moment, kiedy gitarzysta Undertheskin grał tak, jakby chciał wycisnąć krew ze strun” – jak napisał ktoś po koncercie… Jestem urzeczony!

Sexy Suicide (fot. Łukasz 'Black' Maślak)
Sexy Suicide (fot. Łukasz ‚Black’ Maślak)

Sexy Suicide – czyli Marika i Poldek. Wiadomo – „the class of 1984”, oraz czołowy obecnie polski duet wykonujący muzykę z pogranicza nurtów: synth pop, cold wave, electro synth i retro wave. Zimne disko w najlepszej postaci – co potwierdził warszawski koncert, podczas którego muzycy zaprezentowali utwory zarówno już znane, jak i premierowe. Syntezatorowy podkład przebity silną elektroniczną perkusją, oraz wielowymiarowy wokal Mariki (a także jej sceniczny imaż) – to lubię i sądząc po małej ilości miejsca na parkiecie podczas koncertu Sexy Suicide, nie tylko ja. Doskonały występ, pokazujący że muzyka taneczna nie musi być trywialna.

KATZ & Krucza – a właściwie połowa KATZ (czyli Jagoda, Paula była bowiem zajęta organizacją wydarzenia) i Krucza. Cztery kobiece dłonie przy konsolecie i rzecz niebywała… Ekstaza rytmicznego chłodu w klasycznym i nowoczesnym wydaniu! Obłęd tańca! Pełen parkiet do rana! Najlepszy (podkreślam: najlepszy) set didżejski jaki słyszałem. Brawo! Za komentarz niech znów posłużą słowa uczestnika imprezy: „Krucza, jesteś mózgo-manipulatorem, Katz też… Stoję przed Chmurami, wychodzą dwaj Ukraińcy i pytają, czy my tu w powietrzu rozpylamy jakieś narkotyki, bo to nie możliwe żeby od samej muzy tak zwariować”.

Doskonały koncert – a powtórka klimatu (bądź nawet jego wzmocnienie) już 12 marca podczas występu Lebanon Hanover. Do zobaczenia!

Szymon Gołąb

Podziękowania dla Łukasza ‚Black’ Maślaka za przygotowanie materiałów foto / wideo.

Same Old Madness – wydarzenie / Facebook

Chmury – Facebook

Poniżej można wysłuchać i zobaczyć fragmenty koncertów, które odbyły się w ramach „Same Old Madness”.

OBRAZY // Anita Zawadzka: Jak namalować powietrze?

Malarstwo tworzącej w Wielkim Łęcku (wieś leżąca na tak zwanych „Bliskich Mazurach”) Anity Zawadzkiej ma wszelkie cechy, aby na dłużej zatrzymać wzrok.

Bez tytułu. © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. © Anita Zawadzka (2015)

Na początku grudnia odbędzie się wernisaż pierwszej wystawy tej młodej, aktywnej zaledwie od dwóch lat, artystki – jest to więc właściwy moment na interpretacyjne przygotowanie przyszłych odbiorców jej sztuki. Element irrealny, czy wręcz psychodeliczny, obecny w pracach Anity Zawadzkiej daje zaś asumpt do stosowania w opisie tego malarstwa dość nieprecyzyjnego (z punktu widzenia wciąż popularnego w Polsce dyskursu materialistycznego) pojęcia „duszy”. To właśnie niewidzialność duszy sprowokowała podstawowe pytanie, jakie można zadać obcując z obrazami tej mazurskiej artystki: „jak namalować powietrze”?

Przejrzystość przedmiotu.

Anita Zawadzka, nieco podobnie jak niegdyś czynił to Janusz Kaczmarski (pejzażysta reprezentujący nurt „nowej figuracji” w powojennym malarstwie polskim) w dość interesujący sposób obchodzi się z materią portretowanych przedmiotów – niejako pozbawiac ją ciężaru, „roztapiając” rzecz we wrażeniu. Wrażeniowość, klucz do malarstwa tej artystki, szczególnie wyraźnie objawia się zaś w jej pracach o tematyce abstrakcyjnej, często operujących zabiegiem zmiennej optyki widzenia. To popularna technika, jednak malarka wykorzystuje ją w sposób szczególny.

Muzyka i widzenie. Pozorna prostota.

Trudno porzucić wrażenie właśnie, że przedmiot jest tu potraktowany jedynie jako punkt wyjścia dla swoistej onirycznej improwizacji na jego temat. Jest to wybitnie muzyczna formuła tworzenia, co pozwala umiejscowić prace Anity Zawadzkiej w kręgu sztuki posługującej się korespondencją obraz – dźwięk. Zwracają uwagę także narzędzia tych przemian – kształt i barwa. O ile deformacje kształtów nie są (dla podobnych operacji artystycznych) niczym zaskakującym, o tyle barwa modyfikuje tu rzeczywistość w sposób często urzekający suwerennością wizji.

Barwa to koloryt emocjonalny – podstawowy element opisu snów, wrażeń i utworów muzycznych. Podobnie więc, jak w „poezji” nowoczesnej muzyki, ciemny wyraz doznań (obecny, choć nie natarczywie) w pracach Anity Zawadzkiej, wyzwala w nich wrażenie obcowania z „innym wymiarem” rzeczy i zjawisk. Muzyka i malarstwo radzą sobie z tym przekształceniem podobnie – operując wspomnianą już barwą i rytmem. Dźwięk posiada barwę, barwa zaś brzmi. To właśnie „korespondencja sztuk”.

Nie jest łatwo uprzystępnić w opisie coś, czego nie widać (bądź też to, co znajduje się „pod podszewką” widzialnego). Potrzeba tu poezji, muzyki, bądź obrazów podobnych właśnie do tych, jakie tworzy Anita Zawadzka. Paradoksalnie, najłatwiej niewidzialne „unaocznia” muzyka. Oto Marie Davidson, kompozycja „Perséphone”. Słuchając zwróćmy uwagę na monotonię linii melodycznej (ekwiwalent portretowanego przedmiotu) i narrację, dialog wokalny (element nadrealistyczny, przekształcający ów przedmiot). Kluczowe jest zaś pytanie: co dzieje się tu z melodią? Dość podobnie powstają właśnie „muzyczne obrazy” Anity Zawadzkiej.

Twórczość wolna. Lokalność.

Częstym składnikiem (i specyfiką) polskiego dyskursu o sztuce współczesnej jest ideologizacja. Szczególnie polityczna – a w dalszych ciągach: religijna, społeczna, seksualna… Malarstwo Anity Zawadzkiej – dzięki operowaniu wpisaną w pejzaże, martwą naturę, czy abstrakcję – „materią niewidzialnego” przekracza wymiar treści doraźnych. Jest perfekcyjnie uniwersalne i ponadczasowe. Artystka (wykształcona w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych) pozostaje twórczynią zakorzenioną w tematyce lokalnej, co również swoiście chroni jej malarstwo od miazmatów ogólnopolskich „zagadnień artystycznych” – po raz kolejny potwierdzając też nowoczesną regułę sztuki, przenoszącą centrum w sferę peryferiów.

Szymon Gołąb

Anita Zawadzka – Facebook

Anita Zawadzka – Wernisaż wystawy malarstwa w MGOK Lidzbark – Facebook / wydarzenie

Bez tytułu. © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. Akryl na płótnie (100 / 70). © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. Akryl na płótnie (100 / 70). © Anita Zawadzka (2015)
Martwa natura. Akryl na kartonie (100 / 70). © Anita Zawadzka (2013)
Martwa natura. Akryl na kartonie (100 / 70). © Anita Zawadzka (2013)
Martwa natura. Akryl na płótnie (100 / 150). © Anita Zawadzka (2015)
Martwa natura. Akryl na płótnie (100 / 150). © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. Akryl na płótnie (80 / 80). © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. Akryl na płótnie (80 / 80). © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. Akryl na płótnie (100 / 70). © Anita Zawadzka (2015)
Bez tytułu. Akryl na płótnie (100 / 70). © Anita Zawadzka (2015)

PO KONCERCIE / YusYus w Alter Ego

YusYus + djs sets: Neomodern / Stay / transmistter (Klub Alter Ego; Szczecin; 10 października 2015)

YusYus - koncert w Alter Ego (Szczecin; 10. 10. 2015)

Czekałem na ten koncert i nie zawiodłem się. Znakomita organizacja; muzyka na najwyższym poziomie, wykonywana przez artystów w doskonałej formie; liczna i świadomie odbierająca brzmienia minimal wave publiczność. Wieczór z YusYus w szczecińskim klubie Alter Ego był energetyzującym wydarzeniem pozbawionym słabych punktów.

YusYus – serbski duet (Aleksandra: wokal, oraz Nemanja: synth, wokal, aranżacje), który przybył do Szczecina wprost z koncertu w Wiedniu, zaprezentował podczas godzinnego występu – z kilkoma bisami – wszystkie utwory ze swojej dyskografii. Wykonywany przez dwójkę muzyków show miał minimalistyczny wyraz odznaczający się pełnią ekspresji – a to głównie za sprawą metody wokalnej i charakterystycznego cyklu gestycznego – bądź nawet „psychodramy” – zaprezentowanej tego wieczoru przez uroczą wokalistkę, Aleksandrę. Pierwszy raz spotkałem się z podobną formą prezentacji muzyki z kręgu minimal wave, w której wokal i jego sceniczna ekspresja były zarazem chłodne, oraz pełne namiętności…

YusYus - koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)
YusYus – koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)

Wokalistka YusYus przeistoczyła się tej nocy niemal w najprawdziwszą czarną kocicę z opowiadań Poego… Budziła zachwyt, lęk, pożądanie i fascynację, jakie przysługiwały niegdyś metodzie wykonawczej chyba tylko jednej artystki – eLL z legendarnej polskiej formacji Sui Generis Umbra. Dodać należy, że dzięki jej udanym eksperymentom wokalnym, prezentowane utwory odróżniały się – często in plus – względem wersji studyjnych. Progresywność ma sens, także w kręgu brzmień syntezatorowych, i YusYus udowodnili to tego wieczoru nader dobitnie.

YusYus (Aleksandra) - koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)
YusYus (Aleksandra) – koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)

Nemanja powrócił na scenę Alter Ego w programie „secret live show”, który nie był zwykłym setem didżejskim, a prezentacją estetyki odrębnej od dokonań tego muzyka w duecie YusYus. Wykonane w tej partii koncertu utwory oddalone były od minimalistycznego stylu, nachylając się do formy ambientowej, rozbudowanej w impresjonistyczne pasaże. Z kilku wykonanych w cyklu „secret live show” kompozycji szczególnie zwracała uwagę ta, której lejtmotywem stały się powtarzane słowa „discipline in Syria”. Również i to wcielenie brzmień serbskiego muzyka, zgromadzona w Alter Ego publiczność, przyjęła dobrze.

YusYus - koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)
YusYus – koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)

Pożądanym kontrastem dla minimalistycznego show YusYus były sety didżejskie, za jakie tego wieczoru odpowiedzialni byli – Stay (rezydentka klubu Alter Ego), oraz transmitter (Transmission / Transmisja). Warto podkreślić, że impreza miała spoisty i angażujący publiczność kształt – z wyraźnym podziałem na: before- i afterparty (didżeje), oraz dwuczłonowy (wliczając „secret live show”) występ muzyków. Przejrzysta organizacja wyzwalała doskonałą atmosferę zabawy, oraz poczucie braku jakiejkolwiek próby „wymuszania nastroju”. Co zaprezentowali didżeje?

YusYus (Aleksandra) - koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)
YusYus (Aleksandra) – koncert w klubie Alter Ego (fot. Blackheim / źrodło: materiały autora)

Stay korzystała przy konsolecie ze sporego arsenału płyt kompaktowych (!) mistrzowsko operując reperuarem klasycznych nagrań new romantic / synth pop podbarwionych, wyraźnym w całym jej secie, tanecznym pulsem EBM. Gwarantowało to pełny parkiet przy jednoczesnym całkowitym braku banalności. Występ Stay trwał ponad godzinę (bądź dłużej – ekstaza wyklucza kontrolę nad upływem czasu…).

Jako transmitter przedstawiłem tego wieczoru i nocy dwa sety: before party, który zawierał zestaw muzycznych „mrożonek” z nurtów: cold wave / minimal wave / synth pop; oraz set afterparty koncentrujący się wokół klasyki (także tej najnowszej) zimnej fali; można więc było usłyszeć między innymi: Siekierę, Wieże Fabryk, Ukryte Zalety Systemu; oraz: Joy Division, The Bridge, czy Sally Dige.

Wspaniały wieczór, który – mam nadzieję – przerodzi się w cykl spotkań z najnowszymi brzmieniami syntezatorowego minimalizmu w szczecińskim klubie Alter Ego – miejscu nader dla tej muzyki przyjaznym. Cykl ten winna też organizować autorka minionego wydarzenia, Izabela Kuna – intuicyjnie i spontanicznie rozpoznająca potrzeby zarówno publiczności, jak i artystów.

Szymon Gołąb

YusYus – Facebook

Alter Ego – Facebook

Poniżej znajdują się: utwór „Ticking Clocks” (wideo); zapis fragmentu koncertu (audio); oraz galeria zdjęć (autorem filmu wideo i fotografii jest Blackheim).

Google Translate

Stwórz witrynę internetową lub bloga na WordPress.com Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑