Ceremony: Bleib Modern, Decadent Fun Club, SKY (Klub Hydrozagadka, Warszawa, 24 marca 2018)
„Ceremonia”, a nie jak zwykle „po koncertach”. „Ceremony” to był zresztą tytuł tego marcowego spotkania z zimną falą na warszawskim podwórku 11 listopada 22; spotkania, które przypadło w bardzo trudnym czasie, jaki przeżywam teraz po ostatecznej utracie człowieka, którego przez całe życie kochałem najbardziej. Miłość jest silniejsza niż śmierć – a czy muzyka potrafi wypełnić (choć na chwilę) pustkę żałoby? Czytaj dalej „CEREMONIA / Bleib Modern, Decadent Fun Club, SKY w Hydrozagadce”→
Ancient Methods: The Asking Breath Comes To Each (EP; Candela Rising; Niemcy; 30 czerwca 2017)
Jeśli napiszę, że za chwilę posłuchamy techno, to pewnie wyłączycie to okno w przeglądarce. Warto jednak poczekać i zajrzeć do wnętrza jednej z najciekawszych płyt, jakie ukażą się niedługo – epki The Asking Breath Comes To Each, nagranej przez człowieka-orkiestrę europejskiej sceny dark techno, Michaela Wollenhaupta.
Box and the twins: Everywhere I go is Silence (LP; Manic Depression Records / Synth Religion; Niemcy; 8 listopada 2016)
Chłód i piękno, piękno i chłód – oto dwa żywioły tej wspaniałej płyty. Everywhere I go is Silence jest liryczną opowieścią, której nowe sensy odkrywa się podczas każdego kolejnego przysłuchiwania się jej wnętrzu. To album niemal metafizycznej urody i tylko szkoda, że nie ma dziś nikogo, kto jego czar przekazałby słuchaczom w taki sposób, w jaki czynił to niegdyś w swoich radiowych seansach Tomasz Beksiński.
Nawias: zawsze będzie mi żal, że nie istnieje już ten rodzaj piękna w eterze, że trzeba przeszukiwać internet, aby je odnaleźć – choć to może i dobrze. Dziś w Polsce zamieniono muzyczne radio w zasrany kołchoźnik, zmarginalizowano je oraz przemianowano na odbytnicę propagandy – i najlepiej, aby grała ona tylko rapunek o wojennych treściach. Przepraszam, Wave Press jest miejscem dla piękna. Oto jego próba, druga kompozycja z Everywhere I go is Silence, „Gravity”:
Tearful Moon: In The Dark Morning (LP; Wave Records; Stany Zjednoczone; 13 września 2016)
Umarli znów tańczą – jak w życiu. Mówię nie tylko o tuzinach rozhisteryzowanych pannic, które wychynęły z przeszłości chcąc wypromować swoje gadzie wdzięki na grobie Tomasza Beksińskiego (szkoda, że nie było ich w momencie, kiedy były mu potrzebne), a to przy okazji zbliżającej się premiery filmu „Ostatnia Rodzina” – mówię, przede wszystkim, o tej płycie: In The Dark Morning, najnowszym longplay’u amerykańskiego duetu Tearful Moon. Posłuchajcie, oto jedna z lepszych kompozycji na krążku, „Ya Viene El Caballo Bianco”:
Selofan: Στο Σκοτάδι (In The Darkness) (LP; Fabrika Records; Grecja; 14 lutego 2016)
Jak to się stało, że ta płyta pojawia się w przestrzeni Wave Press dopiero teraz? Może rzeczywiście istnieje muzyka, która – jak chciał Tomasz Beksiński – nie potrzebuje słów? Tak, czy inaczej album In The Darkness – tytuł wymawiany po grecku (a jest to trzeci, obok angielszczyzny i niemieckiego, język płyty) jako ‚sto skotadi’ – zdecydowanie wymaga uprzystępnienia.
Jest taka rzeka w Polsce, przepływa obok domu Chopina w Żelazowej Woli, nazywa się Utrata i szczególnie piękna jest jesienią. Niknie cicho gdzieś wśród pól, w ściętej już mrozem listopadowej mgle. Jak człowiek? Jak jego uczucia? Wybaczcie tę „poetyckość”, ale podobny nastrój (jednak bez cudzysłowu) znaleźć można właśnie we wnętrzu In The Darkness – wzmocniony przez niezwykłą oprawę wizualną (zdjęcia i teledyski) płyty.
Selofan – Στο Σκοτάδι (In The Darkness) (zdjęcie z okładki płyty / źródło: selofan.bandcamp.com)
Στο Σκοτάδι jest trzecim longplay’em w dyskografii greckiego duetu. Od tej płyty oczekiwano wiele, wydany bowiem w zeszłym roku album Tristessepodniósł poprzeczkę na tyle wysoko, że w wielu zestawieniach (w tym i tu) pojawia się na pierwszych miejscach pod względem nastrojowości i walorów realizacyjnych. Zdecydowanie, tak na Tristesse, jak i we wnętrzu najnowszej płyty, muzyka duetu Selofan daleka jest od pozy i wybrakowania.
Selofan na żywo (źródło: Facebook)
Autentyzm chłodnych emocji rozpisano tu na jedenaście kompozycji (w tym jedną bonusową) wyróżniających się niezwykłym wprost połączeniem automatycznego pulsu cold wave z dekadenckim liryzmem charakterystycznym dla dokonań Selofan. Album, podobnie jak Tristesse, jest swoistym dialogiem dwóch znakomitych głosów – kobiecego i męskiego (przypomnijmy, że fenomen dialogu miał swój początek właśnie w kulturze greckiej), ujętym w ramy brzmień syntezatorowych wzbogaconych tradycyjnym instrumentarium zimnej fali lat osiemdziesiątych. Selofan to bodaj jedyny współcześnie grający zespół, który potrafi wykorzystać brzmienie saksofonu! Jestem urzeczony! Posłuchajcie sekcji dętej w utworze „Alaska”:
Płyta jest trójjęzyczna, a właściwie dwujęzyczna (niemiecki pojawia się tu epizodycznie w dwóch utworach). Teksty po angielsku kontrapunktuje greczyzna. Podział ten jest szczególnie słyszalny w wersji winylowej albumu – strona B to wyłącznie (wyjąwszy bonusowy „Lass Mich Loss”) utwory z greckim tekstem. Jest to zgodne z zasadą powrotu do rodzimych języków zapoczątkowaną współcześnie właśnie przez muzyków „zimnego podziemia”.
Selofan na żywo (źródło: Facebook)
Wspaniała płyta! Faworyzuję, w kolejności, utwory: „Nightclub in the Sky”, „Να Φεύγεις – You Should Learn How To Leave”, „Αλάσκα – Alaska”, „Στο Σκοτάδι – In The Darkness”, „Orient”, „Snakes” i „The Wheels Of Love”.