Mad Masks: Mad Masks (LP; Peripheral Minimal; Francja; 11 października 2015)
To nie jest płyta wybitna (a może jest?), co jednak sprawia, że do niej powracam? Debiutancki longplay francuskiego duetu (Zio Voodoo i Dominique Stela) wypełniony jest muzyką trudną, nieprzystępną, miejscami niemal odstręczającą obsesyjną wprost monotonią, ale… Czy obsesje mają istnieć na pokaz, czy „mają się sprzedawać”? Czy też raczej należą do sfery półcienia – bądź całkowitej ciemności – skrzętnie skrywanej przed wzrokiem innych? Wskazałbym, podobnie chyba jak muzycy Mad Masks, na ten drugi „modus’ ich istnienia. Niestety. Pseudoartystyczna codzienność wybiera pierwszy. Dlatego w muzyce (piszę to po polsku, więc wiecie o co chodzi…) tak wiele dziś nieautentyczności, manieryzmu, czy też wręcz płytkiego „dolaryzmu” – biegunów przeciwstawnych trudnym wizjom Mad Masks.
Ten w całości instrumentalny album zawiera jedenaście kompozycji, których już sama tytulatura wprowadza słuchacza w obszar, z jakim będzie mieć do czynienia przez ponad czterdzieści jeden minut trwania płyty: „Permafrost” (‚wiekuisty chłód’), „Pisithanate” (z greckiego: ‚nawołujący do śmierci’), „Tragodia”, „Autophagie” (a więc ‚zjadanie siebie’)… Trudno o lepszy zestaw przyjemności opisujących aktualne miejsce człowieka w dookolnej rzeczywistości – bądź odnoszących się do przeczuwania kształtów tego miejsca w niedalekiej przyszłości… To najbardziej dosadna i ciemna płyta ze wszystkich, jakie powstały w ostatnim – sprzyjającym niełatwej sztuce – czasie.
Tę obsesyjność tematyki, zawarta na krążku Mad Masks muzyka odmienia (monotonnie, ale znakomicie) przez przypadki zimnej fali spod znaku skrzyżowania tradycyjnego w wyrazie post punka z tym, co znamy chociażby z najlepszych dokonań projektu In Death It Ends (który w ostatnim czasie nieco przycichł), a mianowicie „occult wave”. Co wyróżnia ten gatunek? Dwa elementy – transowy rytm perkusji i charakterystyczny „przeplot” w brzmieniu gitary, wyzwalający wrażenie, że muzyk nie tyle używa w swoim instrumencie tradycyjnych strun, co raczej pajęczych sieci… Ta właśnie technika do perfekcji została opanowana na płycie Francuzów i jest jednym z jej składników wywoławczych (celuje w tym doskonały utwór „Pisithanate”).
Trans wpisany w wydawnictwo Mad Masks ma jeszcze jedno źródło – jest nim lęk… A może lepiej strach. Bardzo konkretny. We wszystkich utworach perkusja brzmi tu podobnie do wojskowych werbli. Strachy nowoczesności ten właśnie album wypowiada więc w pełni. To muzyka zimnej wojny sensu stricto. Dlatego może tak często do niej wracam – żeby ktoś (bardziej ode mnie przenikliwy) wreszcie nazwał to, co natrętnie otacza nas na co dzień.
Czy są podobne płyty? Chyba nie ma. Z wyjątkiem jednej, równie strasznej i wypełnionej podobną (a może odmienną?) obsesyjnością. To Espectrostatic (2013) amerykańskiej formacji Espectrostatic. Chciałbym wysłuchać obu tych albumów w całości, kiedy już nie będzie czasu – i jestem głęboko przekonany o tym, że do tego dojdzie. Ta wspaniała muzyka przeżyje. A my?
Szymon Gołąb
Album w wersji fizycznej (płyta CD w limitowanym nakładzie dwustu egzemplarzy) będzie dostępny w sklepie internetowym wydawcy, wytwórni Peripheral Minimal. Wersja cyfrowa jest dostępna na stronie Peripheral Minimal w serwisie Bandcamp.
Skomentuj