William Ryan Fritch: Revisionist (LP; Lost Tribe Sound; Stany Zjednoczone; 10 luty 2015)
Dzięki tej płycie rok 2015 chyba na stałe zapisze się w historii muzyki. Revisionist to arcydzieło styku gatunków: ethereal, dark wave, neoclassical bliskie pod względem aury i wykonania najlepszym wydawnictwom: This Mortal Coil, Davida Sylviana, czy Moonface’a. To także album tyleż klasyczny, co wybiegający śmiałymi koncepcjami brzmienia i tematyki poza horyzont muzyki współczesnej. Pierwszy raz od długiego czasu, właśnie za przyczyną tej niezwykłej płyty, obcować możemy z muzyką „totalną”, nieskrępowanie wolną i piękną po prostu. Nic dziwnego, bowiem „rewizjonizm” – a więc negacja utartych w powszechnej świadomości granic (nie tylko muzycznych) – jest zasadą i filozoficzną podstawą jej istnienia.
William Ryan Fritch (znany także jako Vieo Abiungo) to nader aktywny w ostatnim czasie amerykański kompozytor, konsekwentnie, oraz z niespotykaną twórczą energią powołujący brzmienia różnorodne, wielogatunkowe i zawsze najwyższej próby. Owocuje to także tym, iż do współpracy przy ich powstawaniu zaprasza on interesujących artystów muzycznej – i nie tylko – nowoczesności. We wnętrzu Revisionist znajdziemy chociażby dwa urzekające kobiece głosy (Esmé Patterson i DM Stith), oraz wiele aranżacyjnych i poetyckich pereł, współtworzonych talentem artystów tej miary, co Origamibiro i Benoit Pioulard. Analogia do metody, jaką przyjęli twórcy projektu This Mortal Coil jest więc niezaprzeczalna i wyraźna. Istnieją albumy, których nie sposób nagrać w pojedynkę. Pewien (i coraz rzadziej spotykany) rodzaj talentu wymaga dialogu, aby jego wizjonerstwo mogło stać się dziełem konkretnym i nieporównywalnym – podobnie jak ten album.

Muzyka we wnętrzu Revisionist to wzniosłość, subtelny ekperyment i harmonijny zbiór paradoksów. Dźwięczą tu: klasycznie wykorzystane instrumenty smyczkowe, niemal Hammillowska w wyrazie gitara akustyczna, progresywne pasaże gitar elektrycznych, potężna i budująca przestrzeń perkusja, partie organowe, a także cały szereg okalających brzmień elektronicznych. Planem pierwszym albumu jest zaś, bez wątpienia, ludzki głos – wysoki, pełen natchnienia i emocji, ale zarazem spokojny wokal Williama Ryana Fritcha. Sekundują mu partie chóralne, oraz wspomniane głosy kobiece, dodajmy – niezwykłej urody: wokal DM Stith (w utworze „Gloaming Light”) bliski jest intonacji wykorzystywanej przez szwedzką piosenkarkę iamamiwhoami; śpiew zaś Esmé Patterson (obecny w kompozycji „Still”) to czysta magia, rejestry nastroju, które niegdyś osiągała chyba tylko Elizabeth Frazer. Muzyka na Revisionist nie isniałaby też bez tekstów i ich oszczędnej, mistycznej poezji. Oto fragment jednego z „poematów pustki” – „Still”:
„dzwon
dzwon
dzwon musi być
dzwon musi być pusty, aby śpiewać
on dźwięczy
on dźwięczy:
jestem pusty (…)
jak nieruchoma
jak nieruchoma
jak nieruchoma
i głęboka musi być woda
abym ujrzał,
że wciąż
jestem pusty?”
Jest jeszcze jeden składnik, czyniący ten album niezwykłym – to jego oprawa wizualna. Okładka autorstwa znanego brazylijskiego artysty João Rausa podkreśla wykorzystaną na Revisionist mistyczną zasadę „zerwania – nawiązania”, zaś teledysk Gregory’ego Euclide’a towarzyszący utworowi „Still” buduje przed naszymi oczami powabną amorficzną głębię. To ważne, aby płyty tej miary również odpowiednio wyglądały.

William Ryan Fritch jest twórcą zupełnie nieznanym w Polsce, a szkoda… Nie liczę jednak na jego popularność, a nawet jakąkolwiek rozpoznawalność tej wspaniałej muzyki w kraju, w którym wciąż „wzorcowymi gwiazdami” są samorodne telewizyjne talenty w rodzaju Panny Od Rodzenia i Kawalera Od Płodzenia.
Szymon Gołąb
William Ryan Fritch – oficjalna strona
William Ryan Fritch – Facebook
Skomentuj