Some Ember: Some Ember (LP; Dream Recordings; Stany Zjednoczone; 27 maja 2014)
Piękno i chłód. Muzyka nowojorskiego duetu to zjawisko bez precedensu – każde wydawnictwo Some Ember przynosi brzmienia nieporównywalne i coraz dojrzalsze. W przypadku drugiego longplay’a tej formacji mamy niemal do czynienia ze szczytowym osiągnięciem gatunku cold wave. „Niemal” – określenie to stosuję jednak tylko dlatego, by nie dać się do końca pochłonąć ciemnej fascynacji tą muzyką.
Chłodna fala – bez wątpienia, lecz także coś więcej. Charakterystyczna dla estetyki Some Ember jest bowiem oscylacja gatunkowa, zmienność nastrojów i orkiestracji nie tylko kolejnych płyt, ale i wypełniających je utworów – również najnowsze, trzecie w dyskografii formacji, wydawnictwo kontynuuje ten zadziwiająco rozwojowy nurt. Dziesięć kompozycji zawartych na longplay’u Some Ember to rodzaj ciemnej, „rytualnej” podróży, głębokiego i nieokreślonego przeżycia – to doznanie interioryzacji Cienia (skomplikowana psychologia jest tu na miejscu). Dark trip – takie albumu najbardziej cenię. Odwołania do swoistego rytuału podkreśla tu nie tylko notoryczność brzmień, ale i także ich stylizowana „plemienność” – nie mamy tu jednak do czynienia z rozwlekłością new age, muzyka Some Ember to nastrój zwarty, konkretny i wyrazisty.

Some Ember to, jak wspomniałem, niezwykła wrażliwość – potrafi stworzyć porywający przebój dark pop, by za muzyczną chwilę powołać rejestry bliskie natchnieniom Dead Can Dance, zachowując przy tym wciąż nienaruszoną spoistość nastroju… Nie jest to własność odosobniona – muzyczną alternatywę Ameryki Północnej zaczyna cechować właśnie ten rodzaj frapującej progresji – wskażmy dokonania VUM i Doomsquad – jednak w omawianym przypadku jest ona zdecydowanie najwyższej próby. Duet z Nowego Jorku współtworzy nowy gatunek – będąc zarazem jego wybitnym przedstawicielem.
Fascynacja, ale także i lęk. Some Ember to album subtelny i straszliwy zarazem. Wspomnienie straconej miłości tak właśnie brzmi. Jest krzykiem i szeptem. Ciemną podróżą do wnętrza czegoś, co chcąc być życiem, stało się grobem. Paradoks? Zupełnie jak ta cudowna muzyka.
Szymon Gołąb
Skomentuj