Veil Of Light to obłędna moc, nieokiełznana ekspresja, momenty wzniosłości w syntezatorowo-gitarowym zgiełku. Tak brzmią wszystkie płyty tego szwajcarskiego duetu, zaś sceniczny wyraz piątkowego koncertu jeszcze bardziej wzmocnił te wrażenia.

Od początku wieloletniej fascynacji muzyką Veil Of Light nie wiem na czym polega jej hipnotyczny urok. Kluczem jest tu pewnie wspomniana wzniosłość pojawiająca się w warstwach brzmieniowej i tekstowej nagrań Szwajcarów. To styl, który na współczesnej scenie elektronicznej odmiany cold wave nie ma odpowiedników. Tej wzniosłości nie zabrakło w Chmurach.
Minimalistyczny show promieni świetlnych w zamglonej sali był znakomitym dopełnieniem muzyki Veil Of Light „rozpisanej” na trzy elementy: nieporównywalnie chłodny męski głos, wielowymiarowy synth oraz gitarę basową. Usłyszeć można było zarówno utwory z najnowszego longplay’a Szwajcarów, płyty Front Teeth, jak i nagrania starsze. Swoiste dostojeństwo wyróżniające interpretację cold wave w wykonaniu Veil Of Light kontrapunktowała w scenicznym wyrazie – podobnie jak w nastroju utworów – domieszka niemal „obłędnej” ekspresji muzyków, którzy często na zakończenie występów niszczą instrumenty… Warszawski koncert Veil Of Light pozbawiony był jednak tego elementu, pozostawiając natomiast słuchaczy – mam nadzieję, że na długo – z wrażeniem uczestnictwa w czymś szczególnym, wykraczającym poza zwykłe „zagranie muzyki na żywo”. Chciałbym jeszcze raz usłyszeć i zobaczyć Veil Of Light! Czuję niedosyt!
Po koncertach, do późnych godzin nocnych, poprowadziłem – wraz z Kruczą – afterparty imprezy „Total Decay”. Można więc było zatańczyć do utworów w klimatach nawiązujących do tego, co wcześniej zabrzmiało na scenie. Wyjątki z setu „Total Decay Party” skomponowanego z okazji 135. urodzin Béli Lugosiego (20 października 1882 roku), legendarnego odtwórcy roli Draculi, do wysłuchania tutaj.
Veil Of Light i Huta Plastiku w Chmurach – wydarzenie / Facebook
Skomentuj