SKY: Lullabies (EP; Black Verb Records; Polska; 20 stycznia 2018)
Wybaczcie mi łacinę, ale termin „Operationes Spirituales” (który pojawia się często w kontekście miłości w jednej z moich ulubionych książek, „Czarodziejskiej Górze” Tomasza Manna) chyba najpełniej oddaje atmosferę obcowania z ‚Kołysankami’, Lullabies – debiutancką epką SKY z Warszawy. Album ten właśnie ukazał się na kasecie nakładem Black Verb Records (wytwórni prowadzonej przez frontmana Bleib Modern) – to więc chyba właściwy moment na wsłuchanie się w tę piękną i (choć) smutną muzykę.
Artystka niedawno obszernie opowiedziała o swoich inspiracjach, muzycznej aktywności, metafizycznych źródłach Lullabies, dlatego… Przejdźmy do samej muzyki – wspominając jedynie, że SKY to projekt nowy, wprowadzający także sporo nowego do brzmienia polskiej sceny „muzyki chłodu”.
Nowego? Tak, chociaż słuchacze pamiętający nagrania Negradonny (zespołu Rozalii Malik z Krakowa) to właśnie we wnętrzu debiutu SKY znajdą kontynuację nastroju muzycznej introwersji i subtelnych (ale potężnych w wyrazie) natchnień – lecz tylko nastroju. SKY tworzy całkowicie odmienne brzmienia, dla których kontekstem może być chociażby syntezatorowa wzniosłość stylu dwóch Rosjanek, Kedr Livanskiy i Lovozero.

Jak wszystkie dobre kołysanki, tak i utwory z płyty Lullabies zaczynają się w tym, a kończą w innym świecie – w wymiarze snu, przekształcenia miar czasu, w dźwiękowej onirii podkreślonej eterycznym żeńskim wokalem. Melodyjność towarzyszy tu hałasowi (fenomenalny jest wygłos „Sonice”, ostatniego utworu albumu), najdłuższa zaś kompozycja na płycie (wspomniany „Sonice”) zdaje się trwać najkrócej. Statyczna partytura nagrań SKY sugeruje smutek w nieco demonicznym odcieniu – nie bójcie się jednak, to nie black metal, a raczej muzyczny ekwiwalent prawdy, iż „każdy człowiek nosi ze sobą worek demonów” (Ireneusz Iredyński).

Ton osobisty. ‚Przestań cierpieć’, „Stop Suffering” Tropic of Cancer to także kontekst dla debiutu SKY. Cztery utwory składające się na Lullabies mają wyraźny wymiar katarktyczny, są „muzycznym oczyszczeniem”, próbą nastrojowego oddalenia od czasu złych doświadczeń – dlatego też towarzyszyły mi często (w swoim pierwszym wydaniu) w przeżywanym ostatnio „czasie złym”. Były preludium do jego przezwyciężenia, którego muzycznym wyrazem stał się jeden z najpiękniejszych utworów minionego roku, „This Life” z longplay’a Holding On Sally Dige.
Album w wersji fizycznej (kaseta magnetofonowa) oraz cyfrowej do nabycia na stronie Black Verb Records w serwisie Bandcamp.
Skomentuj