iamamiwhoami: Blue (LP; To whom it may concern; Szwecja; 10 listopada 2014)
Żywiołem tej muzyki jest kobiecość. Jej przekładem na obrazy są zaś woda i błękit – nader starannie bowiem i z tajemniczym urokiem żywioł ten podkreślony został w warstwie wizualnej wydawnictwa – w towarzyszących utworom teledyskach, oraz oprawie graficznej płyty. Jest to już znak rozpoznawczy wszystkich dokonań iamamiwhoami i założonej przez nią wytwórni – projektu artystycznego To whom it may concern. Kluczem do Blue jest więc korespondencja sztuk. Obrazy wyraźnie odpowiadają tu dźwiękom.
Szwedzka wokalistka powołała odrębną jakość w obrębie współczesnych elektronicznych brzmień; jest ona wypadkową gatunków ethereal, oraz dream / synth pop o barwie nieco zbliżonej – w przypadku wcześniejszych dokonań iamamiwhoami – do mrocznej estetyki utworów Kate Wax. Najnowszy, trzeci longplay Jonny Lee jest jednak albumem zdecydowanie mniej ciemnym, brak zaś minorowych tonacji (jak chociażby niezapomniana i wypełniona nadprzyrodzonym niemal urokiem ballada „sever” z płyty kin z 2012 roku) wynagrodzony został tu nastrojem swoistej podróży do głębi specyficznie kobiecego pojmowania sztuki. Dzięki temu Blue jest albumem lekkim w odbiorze (lecz nie banalnym), oraz pełnym przewrotnie kuszącego powabu. Przewrotność? Jak najbardziej! Ta wspaniała muzyka zarazem kontestuje estetykę pop i wpisuje się w jej najwyższy artystycznie poziom – wciąż pozostając jednak dokonaniem w pełni awangardowym. Pod tym względem fenomen iamamiwhoami nie ma chyba precedensu na współczesnej światowej scenie pop.
Awangardowość nie jest jednakże pierwszym planem Blue i to odróżnia tę płytę od poprzednich dokonań iam. Wdzięk i lekkość przekładają się tu na melodyjność i harmonię tej muzyki, bardzo spoistej pod względem brzmienia, oraz nastroju. Otwarcie albumu, kompozycja „Fountain” jest zapowiedzią i zarazem skupieniem już tych walorów, które odnajdziemy podczas całej podróży do wnętrza Blue. Tak, podróż to metafora tej muzyki. Jej rytmu nie wyznacza zaś gorączkowy zgiełk zagubienia i poszukiwań, ale swoiste „chłodne falowanie” oceanu, czyli bezmiaru do którego dążą te dźwięki. „Hunting for Pearls”, „Blue Blue”, „Chasing Kites”, „Thin”, „Shadowshow”, oraz wspomniana „Fountain” – to najlepsze momenty tej podróży. Zaznaczmy też, że płyty najlepiej słucha się w najbardziej „ekskluzywnej” wersji wydawnictwa, zatytułowanej Blue island. Jest to concept album, w którym połączenia utworów jeszcze wyraźniej podkreślają podróżniczy żywioł tej muzyki. Doznania towarzyszące odbiorowi są, w tym przypadku, niemal bliskie znanej ze snów o miłości „wizji oceanicznej”.
Jest jeszcze coś bardzo ważnego… Spójrzcie na kolejne zdjęcie iam:
Wspomniałem o żywiole kobiecości. Jej podkreślanie (na krawędzi erotycznego wyrazu) związane jest z estetyką pop i – zdawaloby się – że współczesny awangardyzm będzie tę kobiecości usuwał z pierwszego planu, zbywał milczeniem i zastępował ersatzami. Iamamiwhoami czyni jednak inaczej, powołując sztukę, której kobiecość jest sednem. Kobiecość podkreślona surowością i suwerrennością płci. Żywioł naturalny i potężny – ponownie, wraz z iam, wkraczający na scenę. W ten oto sposób szwedzka awangarda przekroczyła estetykę gender – wpisaną podobno wyraźnie w jej najnowszą historię. Sztuka, jako forma aktywności bliska naturze, potrafi jednym subtelnym gestem przekreślić najbardziej nawet wydumane teorie – czyniąc to z wdziękiem przejrzystych czarów ważki. Oto Force Of Nature – sens dźwięków i obrazów tworzonych przez iamamiwhoami.
Szymon Gołąb
To whom it may concern – oficjalna strona
Skomentuj