L’Avenir: Étoiles (LP; Cold Beats Records; Stany Zjednoczone; 1 maja 2015)
Piękna i nastrojowa płyta, która jednak może zostać niedoceniona, wymaga bowiem skupienia i cierpliwości dalekich od codziennego zgiełku i pospiesznych ocen. Jeśli więc tylko uda się nam odnaleźć właściwą przestrzeń odbioru, to muzyka zawarta we wnętrzu Étoiles objawi urok, natchnienie i głębię, których próżno poszukiwać gdzie indziej.
Étoiles jest drugim, obok wydanej w 2013 roku znakomitej płyty The Wait, długogrającym albumem L’Avenir, jednoosobowego projektu Jasona Sloana. Jest też konsekwentną kontynuacją nastroju zapoczątkowanego przez wspomniany debiut – na płycie znalazło się dziesięć kompozycji utrzymanych w zdecydowanie refleksyjnej minorowej stylistyce, rozpisanych na nad wyraz bogate instrumentarium elektroniczne (do doboru którego amerykański muzyk przywiązuje szczególną wagę), oraz głęboki w wyrazie melancholijny męski wokal.

Étoiles to dostojny muzyczny seans, jedna z najpoważniejszych płyt nurtu minimal / cold wave, jakie ukazały się w ostatnim czasie. Dostojność ta wyzwala jednak pewne wątpliwości… Czy nie jest to podróż zbyt ciężka w wyrazie, zbyt monotonna? Bezwzględnie album ten, aby zaistnieć, potrzebuje odrębnej przestrzeni, wyłączonej z chaotycznego nadmiaru codzienności. Jest to zdecydowanie muzyka „introwertyczna”, sięgająca – niczym wartościowa lektura – do mrocznego wnętrza przeżyć, do głębi odczuwania. Muzyka L’Avenir ma w sobie swoisty potencjał filozoficzny, warunkami jednak jego właściwego odczytania są dookolna cisza i wrażliwość odbiorcy. Pod tym względem Étoiles przypomina nastrój klasycznego albumu Depeche Mode z 1987 roku, Music for the Masses. Brak mu może jedynie tych momentów intensyfikacji muzycznej materii, którymi na płycie brytyjskiej grupy są nieco bardziej „przebojowe” utwory „Never Let Me Down”, czy „Nothing”.
Na Étoiles faworyzuję kompozycje: „Dénégation”, „Fallow Land”, „Until Then”, „The Death Window”, wspaniałą chłodną i przestrzenną suitę „Ciel Noir │ Seven Times”; oraz kodę albumu, jeden z trzech bonusowych utworów – „Dead Flowers”.
Szymon Gołąb
Skomentuj